Binder

Zbigniew Markowski

Świat mody posiada dość obszerną szufladkę z napisem „śląski krawat”. W systemie aukcyjnym (już za niecałe 12 złotych) kupić można okazjonalny produkt na gumce przeznaczony specjalnie na barbórkową biesiadę. W dole krawata znajduje się ikonka przedstawiająca umięśnionego górnika oraz napis ogłaszający wszem i wobec, jaką profesję reprezentuje osoba udekorowana owym krawatem. Są i produkty znacznie bardziej wyrafinowane: takie jak krawat projektu Joanny Wołoszyn z wzorkiem w diamenciki symbolizujące bryłki węgla. Jak głosi reklama: „tak przedstawiony węgiel symbolizuje dumę z górniczego dziedzictwa, ukazanego jako coś szlachetnego i pięknego”. Koszt przystrojenie się w takie dzieło to niemal 200 złotych. Obydwa śląskie krawaty łączy tylko jedno – każdy z nich nazywany jest bindrem.

Śląski krawat może być bindrem, ale równie dobrze można nazwać go szlipsem (lub ślipsem w wersji wiejskiej). Po raz nie wiadomo już który widzimy tak typowe dla Górnego Śląska występowanie różnych pojęć w różnych odmianach gwarowych. O sprawie tej – powołując się zresztą na krawat – tak pisze Barbara Szmatloch w „Wihajstrze do godki”:

W kuchni starka Truda mieli „szymel”, a u Berty stoł „hoker” i były to taborety. Łobie poradziyły „sztopować” abo „ficować” (cerować), ale jedna „zoki”, a drugo „fuzekle” (skarpety). Starzik Jorg (Jerzy) nosiył „szlips”, a starzik Zefel (Józef) „binder”, bo łoba chodziyli w krawatach.

Zarówno binder, jak i szlips są germanizmami, choć i w tym miejscu sprawa nie jest wcale oczywista. Większość niemieckich słowników zawiera co prawda słowo „binder” wytłumaczone jako krawat, jednak najczęściej z adnotacją „przestarzałe”. Tak już po niemiecku się nie mówi, bo zachodni sąsiedzi wybrali dokładnie tę samą drogę, co język polski i mówią dzisiaj „krawatte”. I w polskim, i w niemieckim jest to zapożyczenie z języka francuskiego zawierającego pojęcie „cravate”. Dość dziwne jak na język francuski brzmienie ma swoje źródło historyczne związane z Chorwacją. W XVII wieku wiązana na szyi chusta była znakiem rozpoznawczym najemnych kawalerzystów chorwackich, stąd też Francuzi wzięli źródło swojego własnego cravate.

Różne mutacji bindra i szlipsa znajdziemy w gwarach innych regionów Polski. Poznaniacy mają więc „bindkę”, Kaszubi (podobnie jak mieszkańcy Warmii) – „szlipsa”. Staropolszczyzna również sięgnęła onegdaj do germanizmu, posługiwała się bowiem pojęciem „binda” oznaczającym szarfę, wstęgę lub przepaskę – z charakterystycznym rodzajem żeńskim, który do dziś ciąży na krawacie wielu regionów Polski: Zagłębie Dąbrowskie (podobnie jak i cała Małopolska) ma więc krawatkę. Tendencja ta jest obecna także w innych elementach stroju: wiele gwar posługuje się na przykład beretką zamiast beretu.

Do kanonu męskiej mody na Górnym Śląsku krawat wszedł bardzo późno, choć już w II połowie XIX wieku powszechny był zwyczaj posiadania garnituru, porządnej, białej koszuli oraz kamizelki czyli westy. W stroju takim brano ślub, często też – gdy zestaw zdążył się już zestarzeć – ubierano go do pracy w kopalni. Zanim na początku XX wieku zaczęto wprowadzać jednolite kombinezony dla górników, każdy bowiem szedł do roboty we własnych ciuchach. Znoszony ślubny garnitur z materiału wysokiej jakości nadawał się do tego celu wyśmienicie. Marynarka i kamizelka nader często występują też w dość nietypowej roli munduru powstańca śląskiego, co widać na historycznych fotografiach i w strojach współczesnych rekonstruktorów historycznych. Krawat był jednak zastrzeżony dla pracowników umysłowych. Tak zwyczaje odzieżowe opisywał Franciszek Tobola w 1935 roku na łamach „Młodego Krajoznawcy Śląskiego” – tekst dotyczy powiatu pszczyńskiego:

Sztywne kołnierze i krawaty, nosili tylko nauczyciele, kupcy i ci wszyscy przybysze, których nazywano ,,panoczkami” – Gdyby ktoś ze wsi, pozwolił sobie na coś takiego i ubrał się w ,,szlips“ jak krawatkę nazywano, niktby z nim nie gadał i byłby przedmiotem ciągłych śmiechów i drwin.

Zwyczaj nazywania krawata bindrem – jeśli wierzyć autorom internetowego słownika – przeniknął także do gwary uczniowskiej. Czy będziemy mieli jednak na sobie krawat, krawatkę, binder czy też może szlips – pamiętać należy, iż jest to część stroju niezwykle zobowiązująca. Uważać powinniśmy, by użycie krawata nie zakończyło się tak, jak w felietonie Stacha Kropiciela z 1927 roku:

Najlepiej byłoby, aby kożdego pijoka na ulicy oblamować i potem jego fotografijo do domu posłać, żeby se mógł łobejrzeć, jaki łon to gryfny. Czapka na bakier, szakiet niezapnięty, łowolany w marasie, kragel w kapsie a szlips zamiast szalu na karku. A możno dobrze by było, jego fotografijo powiesić kaj na publicznem miejscu z jego nazwiskiem.