Cygaryta

Zbigniew Markowski

Cygaryta ma egzotyczne pochodzenie, bo jej źródła poszukiwać chyba należy w pradawnej mowie Majów, której współczesna nam wersja nosi nazwę języka maya. Droga tego słówka była jednak długa, pokrętna i zaczynająca się od majańskiego „sik’ar” – czasownika używanego przez Majów na określenie czynności palenia tytoniu. Ale zanim Europa poznała tytoniowy smak, Krzysztof Kolumb musiał wpierw udać się morską podróż. Wielki odkrywca pod datą 12 października 1492 roku opisał spotkanie z mieszkańcami San Salvador, którzy – wśród innych darów – przynieśli tajemnicze, wydzielające intensywny zapach liście. Dopiero później okazało się, iż Aztekowie liście te palą wynosząc z takiej czynności dziwną satysfakcję. Rdzenni mieszkańcy obu Ameryk zaciągali się także z powodów leczniczych oraz obyczajowych – ilustruje to powszechnie znane zjawisko wspólnego wypalenia fajki pokoju przez niedawnych wrogów.

Od „sik’ar-a” znacząca część języków zrobiła sobie cygaro. Mamy więc angielskie “cigar”, francuskie “cigare”, niemieckie “zigarre”, włoskie “sigaro”, szwedzkie “cigarr”, polskie “cygaro” oraz rosyjską “cigarę” wyjątkowo w rodzaju żeńskim.

Hiszpanie (którzy spośród europejskich narodów pierwsi zaczęli się nikotynizować) poszli inną drogą: dysponują więc swoim “puro”, choć jeśli powie się do nich “cigarro” bez wątpienia również zrozumieją o co chodzi. “Purę” palą także ludzie używający bułgarskiego, tureckiego, greckiego i macedońskiego. Dymkiem z cygara cała Europa zaczęła się truć mniej więcej z nadejściem XVII wieku. Znacznie później wymyślono tytoń zawinięty w papier – papierosy czyli tanią odmianę cygara: według jednej wersji mieli to zrobić pomysłowi rosyjscy chłopi, według innej – niemiecki emigrant w Stanach Zjednoczonych pod koniec XIX wieku. Jak by jednak nie było, cygaro dla biedoty trzeba było jakoś nazwać. Ci, którzy wybrali drogę „cigar” widząc mniejszą odmianę starszego brata po prostu zdrobnili nazwę starą. Tak powstały angielskie i francuskie „cigarette”, szwedzkie “cigarett”, rosyjska oraz ukraińska “cigarieta” i niemiecka “zigarette”. Polski papieros wywodzący się od papieru jest w tym towarzystwie nieco samotny: towarzyszy mu tylko (choć nie wprost) rosyjska „papirosa” czyli papieros z papierowym, pustym w środku filtrem (na przykład w słynnych „Biełomorach”).

Górnośląska otoczka papierosowa jest prawdziwą wieżą Babel związaną ze skrajnie różnym pochodzeniem poszczególnych słów. Czynność palenia papierosów czyli kurzenie ma swoje źródło w prasłowiańszczyźnie: dokładnie to samo co kurz, kurna chata, kurzawa i słusznie kojarzona jest z dymieniem czy zawirowaniem powietrza. Zgodnie z tą etymologią na osobę palącą (po polsku – palacza) w śląskiej gwarze mówi się, że to kurzok. Języki słowiańskie dość powszechnie przyjęły ten sam model: po czesku można sobie „kouřit”, po rosyjsku – „kurit’”. Oprzyrządowanie śląskiego kurzoka ma już jednak germańskie korzenie, bo popielniczka to aszymbecher (aschenbecher), zapałki – sztrachecle (streichhölzer), zapalniczka – fojercok (feuerzeug).

Od początku XX wieku życie na Śląsku pełne było nikotynowego dymu: wpierw papierosowy zwyczaj przywozili ze sobą osadnicy z zachodu, później – zwłaszcza po I wojnie światowej – masowo palić zaczęli także tubylcy. Dodać trzeba – ku oburzeniu miejscowych kapłanów, którzy jednak znacznie bardziej koncentrowali się na zwalczaniu nałogu alkoholowego. Było jednak miejsce, gdzie największy nawet kurzok zastanowił się dwa razy nim sięgnął po cygaryty i fojercok. Palenie w kopalni groziło bowiem śmiertelnym niebezpieczeństwem wysadzenia w powietrze i siebie, i kolegów – za kurzenie można było zdrowo oberwać. Dziś gwarowe ostrzeżenie przed paleniem papierosów można czasem usłyszeć w samolocie. W 2013 roku jedna z linii lotniczych obsługujących katowicki Port Lotniczy swój przedstartowy instruktaż dla pasażerów zaczęła prezentować także w śląskiej mowie – obok prawem wymaganych wersji: angielskiej i polskiej. Spiker radził wówczas, by cygaryty schować do tasi, żeby nie kusiły.