Zbigniew Markowski
Meluzyna
Meluzynę przed wiekami nietrudno było spotkać. Wisiała często nad stołem w jadalni, zdarzało się, że stała na eksponowanym miejscu gdzieś w komnacie czy w kościele. Nazwą taką określano bowiem świecznik – niezależnie od tego, czy zdobiła go tajemnicza kobieca figurka, czy też nie. Kościół farny w Chełmnie posiada nawet meluzynę w kształcie jeleniej głowy będącą technologiczną ciekawostką. To nie tylko świecznik, ale również higrometr – przyrząd do mierzenia wilgotności powietrza, bo (jeśli trzymać się dawnych przekazów) między łańcuchy wpleciono kobiece włosy oraz konopny sznur. Gdy powietrze jest bardziej nasycone wilgocią, jelenia głowa odwraca się.
Oryginalny świecznik – meluzyna często miał jednak wpleciony w ramiona element kobiecej sylwetki z niezwykłą cechą: rybim, wężowym lub smoczym (jakkolwiek on wygląda) ogonem. W ludowej demonologii Europy postać taka funkcjonowała już od dawna: do sztuki wysokiej trafiła jednak za sprawą starofrancuskiej legendy związanej z panem Raimundem de Poitiers. Hrabia ów posiadać miał piękną i mądrą żonę, prawdziwą podporę w życiu średniowiecznego arystokraty. To właśnie pani de Poitiers walnie przyczyniła się do zbudowania rodowej siedziby: zamku Lusignan. Kobieta miała jednak pewną straszną tajemnicę. Sekret wyszedł na jaw przez ciekawskiego męża, który zlekceważył zakaz oglądania małżonki w sobotniej kąpieli. Jedna z wersji opowieści mówi o ablucjach w wannie, inna – że mycie odbywało się w źródle. Podglądanie zakończyło się szokiem, gdy ujrzał wężowe (lub rybie) zakończenie dolnych partii ciała swojej żony. Obrażona Meluzyna opuściła zamczysko i od tamtej chwili pojawiała się już tylko jako duch zapowiadając zbliżające się nieszczęście, zwłaszcza – śmierć pana całej rodziny.
Na przełomie XIV i XV wieku książę Jan Wspaniały próbując udowodnić swoje prawa do dziedzictwa rodu Lusignan (twierdzącego, iż pochodzi od Meluzyny) zamówił u niejakiego Jeana d’Arras prozatorski utwór – „L’histoire de Lusignan” o całej tej historii. Romans upowszechnił się we Francji, po kilkudziesięciu latach, za sprawą tłumaczenia Thüringa von Ringoltingena dotarł do obszarów niemieckojęzycznych, w języku polskim utwór ukazał się po kolejnych stu latach w przekładzie Marcina Siennika. Niezliczoną liczbę razy podanie uwieczniono w popularnych drukach sprzedawanych na straganach i w księgarniach całej Europy. Historia pięknej kobiety zmieniającej swoją postać zrobiła duże wrażenie na malarzach: najpiękniejszym bodaj wizerunkiem Meluzyny wsławił się profesor drezdeńskiej Akademii Sztuk Pięknych, niemiecki malarz historyczny – Julius Hübner. Echa historii z zamku Lusignan odnajdujemy w twórczości Felksa Mendelssohna i Marcela Prousta.
Śląska meluzyna, choć w prostej linii wywodząca się z francuskiej opowieści ma jednak czasem umocowanie znacznie starsze, odwołujące się do starożytnych syren żyjących w morzu. Gustaw Morcinek nazywa ją panną morską pojawiającą się nad światem w jesiennej porze, zawodzącą rozpaczliwie w strugach ulewy i poszukującą swoich zaginionych dzieci. W okolicach Cieszyna spotkać można także wersję podania o meluzynie niemal identyczną z francuską: piękna dziewczyna pochodzi z chłopskiej chaty, w której wypatrzył ją książę. Mimo wątpliwości, czy dobrze będzie się czuła w pałacu, wieśniaczka ulega namowom oczarowanego jej urodą młodzieńca. Dopiero złamanie zakazu oglądania kąpieli burzy małżeństwo i choć meluzyna odchodząc chce zabrać swoje dzieci (dziewczynkę i chłopca), mąż ukrywa je przed nią. To właśnie z tęsknoty za pociechami tak bardzo płacze, co słychać podczas ulewy. Jeszcze inna wersja opowieści wspomina o meluzynie jako o matce, która nie miała czym nakarmić swoich córek i synów. By udobruchać demona szukającego pożywienia zalecano sypanie mąki na parapet, by nieszczęśnica miała czym nakarmić głodujące dzieci. Kolejne mutacje legendy wciąż usiłują rozwikłać zagadkę nieszczęścia: albo meluzyna staje się żoną, która – z powodu pychy – zaniedbywała swoje obowiązki wobec męża i potomstwa, albo jest kobietą opętaną obsesją posiadania stu koszul. Zachcianka jest kosztowna, bo ciągłe szycie prowadzi do lekceważenia innych zadań, za co spotyka ją kara w postaci wiecznego potępienia. Czasem obsesje pojawiają się także u sióstr meluzyny: jedna z nich nałogowo przędzie, inna (o imieniu Subella) jest specjalistką od niedokończonego szycia.
Meluzyna tym różni się od większości śląskich demonów, że nie robi człowiekowi żadnej krzywdy: jedynym przejawem jej istnienia są lamenty ukryte w zjawiskach przyrody: deszczu i wietrze. Ten element podania nie stanowi zresztą żadnej niespodzianki: przed wiekami każdy niemal dźwięk otoczenia kojarzono z ingerencją nadprzyrodzonych sił. Buzujący ogień, wiatr w kominie, skrzypienie desek na poddaszu – wszystko to miało własnego, wyspecjalizowanego demona. Stare opowieści o Meluzynie zgodne są co do jednego: na pewno była bardzo piękna, bez wątpienia też jej los wiąże się z ogromną tragedią. Na Opolszczyźnie uważano, iż była brunetką obdarzoną wspaniałymi, bardzo długimi włosami oraz ciemnymi i urokliwymi oczami.