Zbigniew Markowski
Święcenie potraw
Zdumiewające w obyczaju wielkanocnego święcenia potraw jest to, że jeszcze nie tak dawno temu był on na Górnym Śląsku praktycznie nieznany. Profesor Dorota Simonides wspomina co prawda o pochodzących z XVIII wieku źródłach mówiących o święconce (rejon Opola, Koźla i Strzelec); mowa jednak o relacjach pojedynczych, incydentalnych i na tyle rzadkich, iż trudno mówić o zasięgu czy nawet o możliwości opisania tego zjawiska. Być może było tak, jak na dziewiętnastowiecznych Kaszubach, gdzie święcenie potraw było przywilejem najbogatszych chłopów. Mało tego – nie odbywało się ono w kościele, lecz kapłan przybywał do konkretnej rodziny specjalnym zaprzęgiem, by wyróżnionemu w ten sposób obywatelowi poświęcić potrawy.
Wielkanocne tradycje często mają bardzo lokalny charakter: tak jest na przykład ze świątecznym wizytowaniem przez gospodarzy pól, które do dziś w Ostropie (Gliwice), Raciborzu czy Pietrowicach Wielkich przybierają postać konnych procesji. Z całą pewnością zwyczaju święcenia potraw nie kultywowali górnośląscy Niemcy; obrzędy święconkowe zresztą (poza Bawarią) są do dziś narodowi temu nieznane. Znali je za to Polacy, mocno obecny był także w kręgu prawosławia. Tradycja polska w tej dziedzinie jest przebogata: w jednych okolicach koszyczki do noszenia potraw przyozdabiano bukszpanem, w innych – niesiono jedzenie w misach. Tu i ówdzie pojawia się zwyczaj dodawania do składu produktów ciasta w kształcie baranka, gdzie indziej – obyczaj rodzinnego dzielenia się poświęconym jajkiem i zakopywanie jego skorupek na polu (by zboża dobrze rosły) względnie – dawania go kurom (by dobrze się niosły).
Wielkosobotnie uroczystości służyły jednak na Śląsku innym święconym obiektom: ogniowi i wodzie. Zwłaszcza pozyskana w kościele święcona woda miała duże znaczenie: niezależnie od tego, czy była to wiejska chata, czy mieszkanie robotnicze – w każdym śląskim domu połowy dziewiętnastego wieku obowiązkowym elementem wyposażenia była ulokowana tuż przy wejściu kropielnica. Po pierwsze – odstraszała złe moce, które za sprawą święconej wody nie miały wstępu do domostwa. Po wtóre – potrzebna była w czasie choroby lub jakiegoś innego nieszczęścia. Pieczołowicie przechowywano również gromnicę odpaloną w Wielką Sobotę od płomienia w kościele. Wielu autorów uważa, iż na Śląsk tak naprawdę święcenie potraw przybyło dopiero po II wojnie światowej wraz z licznymi repatriantami zza Buga. Importowany ze wschodu zwyczaj święcenia potraw spodobał się na Śląsku. Księża do nowego obyczaju odnieśli się z entuzjazmem, wspierali go w mrocznych latach pięćdziesiątych jako przejaw życia duchowego. Zjawisko eksplodowało w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych na tyle mocno, że dziś nikt na Górnym Śląsku nie wyobraża sobie świąt bez poświęcenia potraw.
By przygotować święconkę do koszyka włożyć należy chleb, kiełbasę lub szynkę, jaja, sól, ser, masło i kołocze czyli ciasta. Wierzch koszyczka powinien być zasłonięty ozdobną chustą (odsuwaną w momencie używania przez kapłana kropidła), można również dodać mirt lub bukszpan jako dodatkową ozdobę. Obowiązek zaniesienia koszyczka do kościoła często spoczywa na dzieciach, które z godnością kroczą w stronę świątyni dumne z wykonywania tak ważnego zadania. Już w XXI wieku nastąpił prawdziwy renesans święconki. Wierni nie tylko masowo uczestniczą w święceniu potraw, ale w wielu miejscach regionu nadaje się im specjalną, powiązaną z innym tradycjami formę. W Bytomiu i Radzionkowie można trafić na obrzędy, w których uczestniczy bardzo wiele osób ubranych w tradycyjne ludowe stroje.