Antryj wziął się z długiej wędrówki łacińskiego słowa „introitus” oznaczającego wejście, wstęp lub początek; w przysłówkowej formie mamy więc również „intro”, w czasownikowej – „intrare”. Stąd w łacińskim przekładzie Biblii autorstwa świętego Hieronima odnajdujemy nakaz „compelle intrare”. „Intrare” (już jako wejście – w rzeczowniku) zachował język rumuński, odnajdziemy je także we włoskim: wejście do piekła w wersji Dantego opatrzone jest wszak napisem „Lascaite ogni speranza voi ch’entrate” – wezwaniem wchodzących do porzucenia wszelkiej nadziei.
Ale „introitus” przyjął się także na zupełnie innym gruncie: stąd pochodzi przecież angielskie „enter” tradycyjnie oznaczające czynność wchodzenia, dziś – za sprawą komputerów – również wydane maszynie polecenie wykonania jakiejś czynności. Język informatyki w swoim początkowym okresie traktował klawisz „enter” jako wejście w fazę wykonania programu, finał mozolnego wpisywania kolejnych linijek kodu oraz magiczną chwilę tuż przed startem. Procedurę tę opisuje stary dowcip ilustrujący sposób przeżegnania się informatyka: – w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego – enter. Francuzi potraktowali sprawę podobnie do Anglików – mają swoje „entrée” i stąd już do antryja droga wyjątkowo krótka, choć – być może – coś do powiedzenia mają tu także Niemcy ze swoim „eintrag” czy „eintritt”.
Antryj oznacza więc przedsionek, przedpokój, pomieszczenie prowadzące do innych części domostwa bezpośrednio od wejścia. Ciekawe, że – choć „antryj” stoi w znaczeniowej sprzeczności z polskim przedpokojem (jest wejściem, a nie miejscem przed pokojem) – językowe losy obu terminów były bardzo podobne. Dawna polszczyzna miała swój przedpokój – antyszamber – z ewidentnym nawiązaniem do francuskiego „chambre” czy angielskiego „chamber” z łacińskim pierwowzorem „camera”. Łacińskie korzenie nie są w tym przypadku niczym dziwnym – wszak nawet wyraz „dom” ma swoje źródło w starożytnym Rzymie.
Antryj antryjowi nigdy na Śląsku równy nie był: w chłopskiej chacie zresztą często nie występował, bo do kuchni wchodziło się bezpośrednio z podwórka. Antryj rodziny Ossadników z kart zapisanych przez Horsta Bienka różni się znacząco od antryja rodziny Piontków, inny był antryj w familoku, inny – w bogatej kamienicy. Częstym rozróżnieniem był podział na antryj i sień: ta ostatnia mogła być częścią wspólną dla wielu lokatorów, antryj wówczas należał do jednej tylko rodziny. Niezależnie jednak od znaczeń śląski antryj stanowił najczęściej przedmiot ogromnej troski pani domu. Ślązaczki zmywały w nim podłogi i dbały o jak najlepszą prezencję, przedpokój był bowiem nie tylko wizytówką, na podstawie której wyrabiano sobie opinię o całym domu, ale także wstępem do prawdziwego królestwa kobiety – kuchni.
Dziś słowo „antryj” funkcjonuje w wierszyku powtarzanym ku uciesze mieszkańców innych stron kraju. Rymowanka głosi, iż w nim właśnie, na byfyju, znajduje się szolka tyju – wrażenie robi niezrozumiałość tekstu, choć jego sens jest niewielki: w prawdziwym śląskim domu nikomu nie przyjdzie do głowy, by ustawiać kredens w przedpokoju – tym bardziej zaś – kłaść na nim szklankę herbaty. Czasem spotkać można kreatywne wykorzystanie tego wyrazu – jak w nazwie powstałego jeszcze pod koniec XX wieku zespołu muzycznego z Górnego Śląska – „Ałer k’Antryj”.