Przyrodnicy na śląską banię przygotowali bardzo prosty opis: rząd – dyniowce, rodzina – dyniowate, rodzaj – dynia czyli jednoroczna roślina występująca w około dwudziestu gatunkach. Specjaliści od żywienia wychwalają dynię pod niebiosa. Nie tylko pozwala na pozbycie się złego cholesterolu przez co zapobiega miażdżycy czy udarowi mózgu, ale także (za sprawą obfitości pomarańczowego beta – karotenu) odsuwa zagrożenie nowotworowe. W dodatku wspomaga odchudzanie. Świat arabski już dawno temu dyniowego soku używał w charakterze leku nasennego, mieszkańcy Ameryki Południowej uznali dynię za źródło zdrowia i młodości. Uznanie znalazła bania również na Śląsku: była mocnym punktem zarówno przydomowych ogródków robotniczych, jak i wiejskich zagonów.
Na śląskim stole wykorzystywano dynię dwojako. Po pierwsze – robiąc doskonałe kompoty zgodnie z tradycyjną recepturą zaprawione octem winnym. „Komport z banie” gasił pragnienie podczas upalnego lata. W drugiej roli warzywo było dodatkiem uatrakcyjniającym mięsa. Pokrojona i zamarynowana dynia mogła bez trudu przetrwać do następnego zbioru. Szczególnym wyrafinowaniem popisali się mieszkańcy Cieszyna i okolic, gdzie podawano dynię w winie. Potrawa ta gości zresztą i dziś na ministerialnej liście produktów tradycyjnych województwa śląskiego.
Pochodzenie słowa „bania” jest tak zawiłe, że nawet profesor Aleksander Brückner (autor wydanego w 1927 roku „Słownika etymologicznego języka polskiego”) nieco się pogubił. Pan profesor postawił tezę, iż prawdopodobnie dawna polszczyzna operowała pojęciem „bania” nazywając tak większy lub mniejszy dół w ziemi. Jednocześnie powołuje się jednak na węgierskie „banja” – czyli kopalnię oraz łaźnie (banie) rosyjskie pochodzące od starogreckiego „balaneion”. Owo zamieszanie Brückner finalizuje pisząc, iż banią w gruncie rzeczy może być wszystko to, co jest obłe, okrągłe. Słownik staropolski zdaje się tylko częściowo kultywować obłość twierdząc, iż bania to naczynie, bańka, lecznicze źródło względnie kopalnia soli. „Encyklopedia staropolska” Zygmunta Glogera ciągnie nas w zupełnie inną stronę. Dowodzi, iż bania to miedziana kula zwyczajowo osadzana na szczytach kościelnych wież, gdzie dla potomności chowa się dokumenty i drobne pamiątki. Dowodem ma być powiedzonko „łeb wielki jak bania karmelicka” – porównanie głowy do bani na szczycie karmelickiego kościoła w Warszawie. Inne źródła odwołują się do starosłowiańskiego słowa „bańati” oznaczającego kąpiel, choć i to wyjaśnienie niewiele nowego wnosi do całej sprawy.
W definicjach współczesnych przewija się kwestia obłości (bańka mydlana, bańka jako określenie głowy, używana w niektórych rejonach kraju bańka – bombka na choinkę), ale pewien związek z płynami również da się zauważyć. W końcu w bańkach przechowuje się (lub transportuje) płyny, zaś w gwarze więziennej „bańka” to po prostu mocniejszy alkohol. Wysokoprocentowe skojarzenie bańki jest zresztą obecne w wielu miejscach: można być na bani, można również w banię dać. Gwara warszawska mianem „bani” określa imprezę suto zakrapianą alkoholem. Polska „bania” ma jeszcze jedno znaczenie: może być dnem nicości – jak zła ocena w szkole (bania) albo jakiś przedmiot obarczony nienaprawialną wadą (do bani).
Bania śląska to jednak przede wszystkim dynia, choć w górniczym słowniku odnajdziemy ją także w zupełnie innej roli. Górnicy banią nazywali specjalny stalowy pojemnik przeznaczony do przechowywania lasek dynamitu używanych w celu wysadzenia wyrobiska i pozyskania węgla. Wybuchowa bania pojawiła się także w złośliwej rymowance z czasów bezpośrednio po II wojnie światowej:
Panie Truman, ściep ta bania
Sam jes niy do wyczimania
Podmiot liryczny zwracał się w utworze tym do prezydenta Stanów Zjednoczonych z prośbą o odpalenie rakiety nuklearnej, która miała być rozwiązaniem znacznie lepszym niż socjalizm w stalinowskim wydaniu. Używając słówka „bania” należy koniecznie pamiętać o nietypowej dla polszczyzny formie dopełniacza liczby pojedynczej. Błędna jest wersja mówiąca o tym, że w sklepie nie było bani. Nie było „banie” – tak samo jak komport jest z banie, nie z bani. Mamy jeszcze jedno niebezpieczeństwo w postaci „baniorza” – człowieka, który nie jest wcale ani hodowcą, ani hurtowym sprzedawcą dyń, lecz kolejarzem. W tym przypadku etymologia pochodzi od niemieckiego „bahn” i co za tym idzie „eisenbahner”. Ale pociąg czyli śląska bana to już zupełnie inna opowieść.