Grzegorz Chudy to kwintesencja śląskości; być może nawet (jako taka) powinien być przechowywany w Sevres pod Paryżem. Nie tylko uczy śląskiej gwary, nie tylko mieszka na Nikiszu, ale (jak to Ślązak) – wszystko potrafi czyli „poradzi”. Zwyczajnie, na ulicy poradzi spotkać profesora Philipa Zimbardo, poradzi zagrać na tylu piszczałkach (fletach, fletniach, fistulkach), że niektórzy nie wiedzą nawet, że tyle ich jest. Poradzi zrobić młodzieżowy teatr, poradzi być filarem zespołu Beltaine grającego celtycką muzykę.
A nade wszystko poradzi malować Śląsk w arcytrudnej technice akwarelowej. W pracach Grzegorza Chudego zamglony i monochromatyczny Górny Śląsk sprzed lat umawia się na spotkanie z bezczelnie ulokowanym, barwnym elementem, który pozornie rządzi, choć tak naprawdę to on jest tłem. No i jeszcze te baloniki wypuszczone lekkomyślnie na przestrzeń obrazu. W dodatku Chudy potrafi nawet zilustrować wiersze Ewy Parmy.