Kołocz

Zbigniew Markowski

Zanim uroczyście zostanie ogłoszone, iż śląski kołocz to po prostu ciasto, uczynić trzeba kilka zastrzeżeń. Po pierwsze – wielu Ślązaków zacznie od poprawki głoszącej, iż powinno się mówić „kołoc”. To efekt mazurzenia – zjawiska fonetycznego zmieniającego spółgłoski dziąsłowe na zębowe czyli swoistego zmiękczenia „czystego” w „cysty” i „golacza” (fryzjera) w „golaca”. Głoskę „sz” osoba mazurząca zamienia więc na „s”, „cz” na „c”, „ż” na „z”, zaś „dż” na „dz”. Choć zjawisko to wyraźnie słychać na Opolszczyźnie, we wschodniej części Górnego Śląska czy w okolicach Tarnowskich Gór (żeby było więcej komplikacji – samo miasto nie mazurzy), nie można mówić o procesie typowym dla śląskiej gwary. Dokładnie tak samo mówią mieszkańcy Małopolski czy Mazowsza (od których zresztą mazurzenie nazwę swoją wzięło w czasach, gdy obywatele dzisiejszych Mazur z polszczyzną niewiele mieli wspólnego). Często można spotkać opinię mówiącą, że mazurzenie to cecha terenów wiejskich i w przypadku Górnego Śląska trudno się z tą opinią nie zgodzić.

Drugi problem ma związek z bardzo różnym nazywaniem różnych produktów kulinarnych w różnych rejonach Śląska. Nie sposób – podobnie jak na gruncie języka polskiego – ujednolicić terminologii wypieków, bo to, co w jednej miejscowości jest plackiem, w innej (położonej całkiem blisko) może nazywać się ciastem drożdżowym. To samo dotyczy wszelakich kruszonek, mazurków, korowajów i innych lokalnych wynalazków. Opisy historyczne mówią więc co prawda, że dawny śląski kołocz obowiązkowo musiał być z posypką (dodatkowo winien posiadać słodki smak oraz walor maślany), dziś jednak kołoczem jest i makowiec, i sernik, i szarlotka.

Jak stwierdzają autorzy wniosku o wpisanie kołocza śląskiego na listę produktów tradycyjnych, jego wypiek odbywał się już na początku XVIII wieku, źródła drukowane (pochodzące z pierwszej połowy XX wieku) podają zaś cały zestaw legend z wypiekiem tym związanych. Według jednej z opowieści przepis na wypiekanie doskonałego ciasta pochodzi od skrzatów zamieszkujących Dolinę Nysy. Kulinarny sekret krasnali z całą pewnością był trudny do rozszyfrowania, bo stwory wychodziły z podziemi tylko jeden raz w roku: 12 dni po Bożym Narodzeniu – tylko po to, by robić kołocz. Bystrej dziewczynie udało się jednak podpatrzeć piekące ciasto skrzaty i rozpowszechnić przepis wśród ludzi.

Słówko „kołocz” ma starosłowiański rodowód, który w wielu językach usłyszeć możemy i dziś. W rosyjskim, ukraińskim, białoruskim, czeskim, słowackim i serbsko – chorwackim mamy więc „koláč” pochodzący od kształtu koła. Polszczyzna od kołacza nieco się odsunęła, choć za sprawą przysłowia mówiącego o tym, że bez pracy kołaczy być nie może, jednak wciąż słowa tego używa. Przed stuleciami okrągłe ciasto kojarzone było z uroczystością (często weselną) względnie – z dostatkiem i pomyślnością – właśnie dlatego kołacz jest zwieńczeniem ciężkiej pracy. Nie inaczej traktowano słodki wypiek na Śląsku: kołocz do dziś przygotowuje się na urodzinowe przyjęcie, zabawę barbórkową czy duże święto. W Radzionkowie funkcjonuje zwyczaj obdarowywania gości wychodzących z imprezy urodzinowej niewielką paczuszką z kołoczem (lub raczej kołocem, bo radzińczanie mazurzą) w środku. Mieszkańcy pobliskich miejscowości naśmiewają się co prawda z takiego postępowania, ich kpiny podszyte są jednak zazdrością: czego jak czego – umiejętności pieczenia doskonałych ciast obywatelom Radzionkowa odmówić na pewno nie można.

Okolice położone bliżej Opola uważają się za kołoczowe zagłębie. W Rozwadzy niedaleko Krapkowic co roku odbywa się Wojewódzki Konkurs Wypieku Kołocza Śląskiego. Jeżeli zdrobnimy kołocz (kołoc) do kołoczka (kołocka) otrzymamy ciastko zwane także drożdżówką, w niektórych częściach Polski zaś – słodką bułką. Duży kołocz obecny jest w tytule dokumentalnego filmu Michała Majerskiego „Oberschlesien – kołocz na droga”, w setkach śląskich cukierni oraz restauracji, w ofercie licznych cukierników. Choć śląski kołocz niejeden ma wizerunek i smakować może na wiele sposobów, ważne by nie mówić „kołacz” oraz by nie pomylić go z innymi wypiekami, które mają swoje odrębne nazwy: z babką (czyli zistą), pączkiem – kreplem, deserem piankowym (szpajzą) czy tortem (tortą). Kiedy jednak na swojej życiowej drodze spotkamy kiedyś kołocz, nie ma potrzeby wypowiadania się na jego temat. Wystarczy go zjeść, na pewno będzie dobry. Smacznego.