Zbigniew Markowski
Gwary śląskie są w tej sprawie jednoznaczne: tytka to papierowa torebka. Słówko znane jest jednak daleko poza Śląskiem, znajduje się w kanonie gwary poznańskiej (pyry w tytce), posługują się nim mieszkańcy Łodzi – Caritas tamtejszej diecezji rozdał onegdaj uczniom torby, które napełniono następnie produktami spożywczymi dla najuboższych, całą akcję zaś nazwano właśnie „Tytką”. Tytkę odnajdziemy również w słowniku gwary kieleckiej przygotowanym przez Stanisława Cygana (wymiennie z terminem „tutka”) oraz w naukowym opracowaniu językoznawczych dotyczącym Krajny.
Obecność tytki na terenie całej niemal Polski łatwo wytłumaczyć: jeszcze sto lat temu wyraz ten był w polszczyźnie powszechnie używany. Ujmuje go zarówno Arct w słowniku z 1916 roku (torebka z papieru, zawiniętego lejkowato, na towary suche i sypkie; rurka; rurka z bibułki do papierosów), jak i Brückner w etymologicznym, młodszym o ponad 10 lat dziele. Obaj autorzy są zgodni w kwestii pochodzenia tytki i wyraźnie wskazują na zapożyczenie z niemieckiego „tüte” czyli torebki. Jeśli sięgniemy w głąb germańskiego rodowodu dowiemy się, iż owo „tüte” funkcjonowało we wcześniejszej formie niemczyzny (języku średnio – dolno – niemieckim), gdzie oznaczało zwierzęcy róg. W tym miejscu sprawa się wyjaśnia: pierwszymi pratorebkami, w które pakowano przeznaczone na handel drobne towary były nie prostokątne torby, lecz zwinięte z papieru rożki. Ponieważ historia uwielbia zataczać szerokie koła, z tytką w formule rożka spotkamy się i dziś w supernowoczesnych jadłodajniach spod znaku globalnego żywienia. Pakuje się do nich frytki czy inne doczesne dobra konsumpcyjne.
Tytka świetnie nadawała się do przenoszenia cukru, kawy czy też cukierków. Sytuację taką opisuje Dorota Simonides w pracy „Strzelczan życie rodzinne – utrwalone w dawnej tradycji” odnotowując zwyczaje związane z zalotami. Wśród licznych obowiązków młodzieńca starającego się o rękę dziewczyny znajdowało się dostarczanie różnorakich prezentów: panna winna więc otrzymać korale względnie serce z piernika, przyszły teść – butelkę porządnego alkoholu, młodsze rodzeństwo oblubienicy zaś – tytki bonbonów czyli torebki z cukierkami.
Śląskie gwary mianem tytki określają najczęściej przedmiot wykonany z papieru, mało trwały i mało wartościowy. Dla toreb o większej trwałości zarezerwowano cały szereg innych słów: różnych bojtli, bojtlików, tasz, ep i epek. W bezpośredniej bliskości tytki znajduje się tyta, na którą należy zwrócić szczególną uwagę. Wyraz ten nie oznacza bowiem dużej papierowej torby, lecz róg obfitości (wypełniony słodyczami) otrzymywany przez dziecko w pierwszym dniu jego szkolnej edukacji. Zwyczaj obdarowywania ucznia – debiutanta papierowym rogiem ze słodkościami po raz pierwszy odnotowano na ziemiach niemieckich: około roku 1810 w Saksonii i Turyngii (miasto Jena). Specjaliści bardzo różne wypowiadają się na temat źródła owej tradycji. Jedni dostrzegają zbieżności z meksykańską, bożonarodzeniową piniatą (która polega na strącaniu pojemników ze słodyczami), inni – ze starogreckim rogiem Amaltei argumentując, iż w pierwszej połowie XIX wieku odwołania do kultury antycznej były bardzo modne.
Na Górny Śląsk niemiecka tyta dotarła w okresie międzywojennym, upowszechniła się w latach sześćdziesiątych XX wieku, by z biegiem czasu stać się prawdziwą, lokalną tradycją. Dzisiejszy róg obfitości dla ucznia można nabyć w sklepie (kosztuje – w zależności od rozmiaru 5 – 30 złotych), wypełnienie tyty to wydatek rzędu 40 – 70 złotych. Wyrafinowana wersja tyty powinna mieć co najmniej metr długości oraz zwieńczenie w postaci celofanowego zamknięcia ze wstążką. W dobie zdrowego żywienia – podobnie jak w Niemczech – tytę czasem uzupełnia się także drobnymi, bardziej przydatnymi przedmiotami o zastosowaniu szkolnym: piórnikami, kredkami czy przyborami kreślarskimi. Warto odnotować jeszcze jedno praktyczne zastosowanie słowa „tytka”: tyj z tytki. Konstrukcja taka oznacza jednorazową herbatę w torebce (teabag) w odróżnieniu od herbaty zaparzanej bezpośrednio – sypanej czyli tyju sutego.