Zbigniew Markowski
Daisy von Pless
Wśród licznych zdjęć Daisy von Pless, które zachowały się do dziś to robi chyba największe wrażenie: doskonale uczesana arystokratyczna dama wygodnie spoczywa na specjalnej sofie. Sofy takie w epoce edwardiańskiej robiono wyłącznie po to, by doskonale uczesane arystokratyczne damy mogły sobie wygodnie spoczywać. Uwagę oglądającego przykuwa po chwili widowiskowy naszyjnik z pereł. Wije się on na szyi tuż obok lewej dłoni w zadumie opartej o skroń, łagodnym łukiem schodzi w dół, by wreszcie znaleźć się w dłoni prawej – tuż pod kolanem. Sznur dwóch tysięcy pereł mierzył podobno siedem metrów długości. Zgodnie z legendą, dopiero co poślubiona Daisy miała wraz z mężem u afrykańskich wybrzeży Oceanu Indyjskiego obserwować poszukiwania perłopławów. Jeden z poławiaczy ponoć nie wytrzymał wysiłku i zmarł na oczach młodej kobiety przeklinając i perły, i ją samą. Ale nawet najbardziej sensacyjne wymysły czy plotki nie wytrzymują konkurencji z prawdziwym życiem Daisy von Pless.
Życiową drogę księżnej, która przyszła na świat jako Mary Theresa Olivia Cornwallis – West (28 czerwca 1873) wyznaczają zamki i rezydencje. W pierwszym – pochodzącym z końca XIII wieku – walijskim Ruthin – urodziła się, w drugim – Newlands Manor spędziła dzieciństwo. Obydwa obiekty przesycone są brytyjską historią i jej postaciami: od legendarnego Króla Artura, po admirała Nelsona. Nic w tym dziwnego, bo rodzina Cornwallis – West, choć w czasach, gdy dorobiła się małej Mary Theresy była już mocno zubożała, wywodziła się z najprawdziwszej angielskiej arystokracji. Przodek z początków XVII wieku (Thomas West De La Warr) był gubernatorem zamorskiej kolonii zwanej Wirginią i od jego nazwiska swoją nazwę wziął amerykański stan Delaware. Funkcję świadka na ślubie Daisy pełnił późniejszy król Edward VII, związek pobłogosławiła sama królowa Wiktoria. Brat Daisy był ojczymem Windstona Churchilla, zaś lista jej przyjaciół i znajomych to po prostu spis najwybitniejszych europejskich postaci przełomu XIX i XX wieku. Osiemnastoletnia angielska arystokratka została panią Marią Teresą Oliwią Hochberg von Pless w sposób najprostszy na świecie: poprzez małżeństwo ze starszym od siebie o 12 lat księciem pszczyńskim Hansem Heinrichem XV Hochbergiem. Trzydziestoletni Hans przebywał w Londynie jako pruski dyplomata i choć zdawał sobie sprawę, iż młoda Angielka nie kocha go, zdołał ją przekonać, iż wszystko jest kwestią czasu.
Jak wiele lat później wyznała Daisy, małżeństwo miało zostać ukartowane przez jej matkę, która w taki właśnie sposób chciała zadbać o dostanie życie swojej córki. Matka była postacią wywierającą na przyszłą księżnę pszczyńską największy wpływ: żywiołowa i spontaniczna (posługując się tacą potrafiła zjeżdżać po poręczy schodów, czym wywoływała aplauz dzieci) umiała przeprowadzić zręcznie niejedną intrygę. Nawet w oddaleniu po obu stronach Europy matka i córka miały jakąś magiczną więź. W czasie I wojny światowej, gdy księżnę von Pless potępiano za udzielanie pomocy rannym jeńcom brytyjskim w niemieckich szpitalach, jej matkę krytykowano za wspomaganie niemieckich jeńców w szpitalach brytyjskich. W sztywnej atmosferze pruskiego domu książęcego nie rozumiano zresztą Daisy wcale. Szokujące były jej improwizowane występy wokalne, choć zgodnie z relacjami miała wspaniały głos o szerokiej skali i bez większego trudu mogłaby zostać operową diwą. Nie odpowiadały jej kolejne zamki i rezydencje, w których przyszło jej żyć: ani zimny i odpychający Książ (Fürstenstein), ani pałac w Pszczynie, gdzie mimo ostentacyjnego przepychu nie miała nawet prywatnej łazienki.
Małżeństwo przebiegało wręcz tragicznie. Wspólne z Hansem Heinrichem egzotyczne wyprawy do Egiptu (polowanie na lwy) czy Indii (polowanie na słonie) przekształciły się w indywidualne wycieczki samego księcia. I niekoniecznie zawsze w wyłącznie męskim towarzystwie. Choć zgodnie z swoimi deklaracjami Maria Teresa nigdy nie zdradziła swojego męża, bez wątpienia uwielbiała flirt. Specjalizowała się nawet w uwodzeniu mężczyzn przy pomocy specjalnych spojrzeń. Ponieważ częstym gościem w pszczyńskich posiadłościach był niezwykle życzliwy wobec Daisy cesarz Wilhelm II (polowanie na żubry) pojawiły się plotki o romansie księżnej z monarchą. Szeptana reputacja ostatniego cesarza niemieckiego nie była kryształowa, więc rzecz zakończyła się niespotykanym w tamtych czasach i w tamtych sferach finałem: rozwodem Hansa Heinricha z Daisy. Stroną winną został uznany książę, choć opinia publiczna była w tej kwestii podzielona. Sprawie bez wątpienia nie pomogło i to, że jako piękna arystokratka Daisy od zawsze była obiektem zainteresowania prasy popularnej. W burzliwych czasach dobrze sprzedawały się wszelkie informacje o niezwykłych przedstawicielach elit: wpierw szeroko rozpisywano się o drogiej kreacji ślubnej z satyny, później prasa zarzucała księżnej, iż w czasie I wojny światowej szpiegowała Niemcy na rzecz Wielkiej Brytanii. Tajne raporty przesyłać miała nawet w trumnie swojego zmarłego ogrodnika. Źródłem sensacyjnych wieści stała się też choroba księżnej, która przykuła ją do wózka inwalidzkiego na długie lata.
Historia znalazła jednak co najmniej trzy jasne strony brytyjskiej arystokratki. Po pierwsze: miała ogromne zasługi dla prób utrzymania pokoju usiłując zmontować koalicję rodzin związanych i z Anglią, i z Niemcami w celu zapobieżenia I wojnie światowej. Po drugie: prowadziła szeroko zakrojone działania charytatywne kontynuując dzieło swojego teścia – Hansa Heinricha XI, z którym notabene miała relacje znacznie bardziej przyjazne, niż z mężem. Fundowała szkoły, sierocińce, szpitale. Jej specjalnością były koncerty i teatralne spektakle dobroczynne, na których sama śpiewała; potrafiła w taki sposób zebrać tysiące marek. Po trzecie wreszcie – kiedy pod koniec lat dwudziestych zaczęła publikować swoje pamiętniki, okazało się, że ma talent literacki. W Stanach Zjednoczonych jej twórczość stała się prawdziwą sensacją i inspiracją. To Daisy jako pierwsza użyła sformułowania „taniec na wulkanie” odnosząc się do sytuacji przed I wojną światową, nawet w twórczości Kena Folleta („Upadek gigantów”) odnajdujemy dziwnie znajomy wątek romansu Angielki i niemieckiego dyplomaty.
O prawdziwym upadku gigantów świadczą losy trójki synów Daisy von Pless (czwarte dziecko – dziewczynka – zmarło w okresie niemowlęcym). Syn pierworodny (Hans Hienrich XVII), choć zdążył jeszcze zostać panem na Pszczynie, w czasie II wojny światowej znalazł się w Wielkiej Brytanii. Mimo nieufności angielskiego otoczenia zdołał wstąpić do brytyjskiego lotnictwa, po wojnie zaś został skromnym przedsiębiorcą budowlanym o nazwisku Henry Pless. Zmarł w roku 1984, podobnie jak jego młodszy brat Aleksander. Ten już w 1922 roku przyjął polskie obywatelstwo i jako Aleksander Pszczyński służył pod generałem Andersem (wziął udział w bitwie pod Monte Cassino). Najmłodszy syn – Bolko przeżył zaledwie 26 lat. Życie samej księżnej powinno się – zgodnie z bajkowym scenariuszem – zakończyć w jakimś zamku. Zamek był zresztą bardzo blisko: na nieszczęście Daisy rezydencja w Książu potrzebna była nazistom: organizowano tam akurat kwaterę Hitlera, być może nawet jakieś miejsce eksperymentów z bronią atomową. Hitlerowcom księżna podpadła już wcześniej – wysyłając paczki z pomocą dla więźniów obozu koncentracyjnego Gross – Rosen. Wiosną władze przekwaterowały 68-letnią Daisy z zamku do willi w Wałbrzychu, gdzie po dwóch latach (29 czerwca 1943) zmarła. Gdy po kolejnych dwóch latach przez Dolny Śląsk przetaczał się front, służba – w obawie przed splądrowaniem – zdecydowała o przeniesieniu zwłok do innego miejsca pochówku. To dlatego miejsce wiecznego spoczynku księżnej nie jest znane do dziś, podobnie jak nieznany los spotkał naszyjnik z pereł. Ale może lepiej go nie szukać.