Hotel Lomnitz

Jakub Kowalewski

Hotel Lomnitz w Bytomiu

Jednym z budynków, który bez wątpienia zapisał się na kartach naszej historii jest, a raczej był, Hotel Lomnitz. Mieścił się przy ulicy Gliwickiej 17 (niem. Gleiwitzerstrasse 10). Budowla ta powstała w latach 60’ XIX wieku. Wiadomo to za sprawą Franza Gramera, nauczyciela z jednej z bytomskich szkół średnich, który w 1863 roku opublikował kronikę miasta. To w niej można odnaleźć informacje o bytomskich zajazdach, zwanych po niemiecku Gasthäuserami, a wśród nich można odnaleźć dumnie brzmiącą nazwę hotelu „Zum Prinzen von Preussen” („U księcia Prus”).

Pierwotnie hotel należał do niejakiego Silberfelda. Niestety dziś nie ma o nim żadnych, konkretnych informacji. Obecnie wiadomo, że już w roku 1869 właścicielami terenu na którym znajdował się ten budynek, byli Moritz Stern oraz jego żona Rosalie (z domu Wiener). Ta informacja pochodzi z tak zwanej księgi gruntowej Bytomia. Hotel Lomnitz zawdzięcza swoją nazwę żydowskiej rodzinie Lomnitzów, która została wymieniona jako właściciele tej budowli w roku 1904 w książce adresowej Bytomia.

Cztery lata później, we wspomnianej wcześniej książce, można było ujrzeć reklamę hotelu „Prinz von Preussen”. Został on zmodernizowany przez ówczesnego właściciela, Waltera Lomnitza, który zaciągnął olbrzymią pożyczkę pod hipotekę w wysokości 265 tysięcy marek niemieckich. Nie wiadomo czy cała suma została przeznaczona na remont budynku, jednak warto zaznaczyć, że po renowacji zajazd posiadał centralne ogrzewanie, światło elektryczne, a każdy pokój posiadał własną łazienkę oraz telefon. Warto wspomnieć, że jak na tamte czasy były to symbole luksusu.

Niedługo przed wybuchem I wojny światowej, hotel przeszedł na własność spółki hotelarskiej z ograniczoną odpowiedzialnością (niem. „Hotelgesellschaft mit beschränkter Haftung”). Co ciekawe, jej właścicielem był Franz Lomnitz, kupiec mieszkający we Wrocławiu. Warto zaznaczyć, że tuż przed Wielką Wojną, hotel prowadziła osoba nie związana z rodziną Lomnitzów. Był nim jego dzierżawca, Albin Sänger.

Wygląd hotelu

Niestety, do naszych czasów nie ostały się żadne fotografie, rysunki ani opisy hotelu z okresu 1860 – 1900. Na szczęście pozostały zdjęcia z okresu przed I wojną światową oraz relacje przybyłych gości. Według Władysława Zielińskiego, autora książki „Ludzie i sprawy hotelu Lomnitz”: „Parter (…) miał charakter handlowy. Poniżej okien I piętra widniała dumna nazwa hotelu: <>, natomiast nad wejściem głównym zamocowano ozdobny daszek, zaopatrzony po bokach w wywieszki o treści: <>”.

Wnętrze hotelu zostało opisane z kolei przez Augusta Hammerlinga, jednego z bytomskich architektów. Problem polega na tym, że sporządzony przez niego zarys wnętrza budynku (a raczej jego opis techniczny) pochodzi z 1938 roku. Sprawne opisanie wnętrza hotelu utrudnia również fakt, że w latach 1931-1932 przeprowadzono jego remont.

Hotel Lomnitz w rękach Polaków

Początek obecności Polaków w hotelu Lomnitz wiąże się z decyzją aliantów o przeprowadzeniu na Górnym Śląsku plebiscytu, którego wynik miał związać to terytorium z odradzającą się Rzeczpospolitą lub dziedziczką Cesarstwa Niemieckiego – Republiką Weimarską. Polski Komisariat Plebiscytowy, na czele którego stał Wojciech Korfanty, potrzebował siedziby na Śląsku. Do tego zadania typowano dwa miasta: Katowice oraz Bytom.

Katowice były znacznie mniejszym miastem niż obecnie. Miasto to było w dużej mierze zamieszkałe przez ludność niemiecką , napływającą z terytorium Rzeszy. Co ciekawe, specjalnie nie przyłączono do miasta Bogucic czy Ligoty – obecnie są one jego dzielnicami – ponieważ były zamieszkane w większości przez Polaków, a to zmniejszyłoby przewagę Niemców na tym terenie. Dla uzmysłowienia sobie jak dużą przewagę mieli obywatele Republiki Weimarskiej, warto przyjrzeć się procentowemu udziałowi Polaków w życiu społecznym Katowic. W 1919 roku było nas tylko 16,8%! Za Bytomiem przemawiało kilka czynników. Pierwszym z nich był fakt, iż 37,2% społeczeństwa bytomskiego stanowili Polacy. Drugim było strategiczne położenie miejscowości – stąd można było bez większych problemów dostać się do Opola (znajdowała się tam siedziba państw zwycięskich I wojny światowej) oraz Wrocławia (miała tam miejsce siedziba wywiadu niemieckiego, co ułatwiało rozpracowywanie planów Niemców przez polski wywiad). Trzecim, równie istotnym czynnikiem, była bliskość granicy Rzeczpospolitej.

Wybór dogodnej miejscowości był oczywisty. Należało jednak znaleźć odpowiednie miejsce na zorganizowanie Komisariatu Plebiscytowego. Niestety, prawie wszystkie hotele były własnościami Niemców, a jakakolwiek próba współpracy właścicieli z Polakami była traktowana jako zdrada stanu. Na szczęście w Bytomiu istniały dwie lokalizacje, które mogły się przysłużyć sprawie polskiej. Pierwszą z nich był hotel „Reichshof” należący do Nowaka, agitatora na rzecz Polski i organizatora zebrań z udziałem Polaków – niestety dziś nie znamy jego imienia. Drugą z nich był hotel Lomnitz, którego sprzedaży pośredniczyła Elisabeth Ringmann, kobieta, która za nic nie chciała sprzedać hotelu naszym rodakom, ponieważ podejrzewała, że będzie on służył celom politycznym. Wybór padł na hotel przy ulicy Gliwickiej w Bytomiu, jednak aby Polacy byli jego właścicielami, należało użyć podstępu. Nasi rodacy doskonale zdawali sobie sprawę z preferencji Ringmann, dlatego posłużyli się postacią Arnolda Rotheima, który później spolszczył swoje nazwisko na Rotowski. Jego pełnomocnikiem był Paul Michler.

Kim był Rotheim? Został przedstawiony jako Niemiec, zamieszkały w Kopenhadze, będący z zawodu hotelarzem. Ponadto jego wiarygodność miała podkreślać informacja, że jest żonaty z Dunką. Podkreślał także, że nie interesują go zatargi polsko-niemieckie, a swój hotel będzie udostępniać jednej, jak i drugiej stronie konfliktu. Oczywiście transakcja przebiegła pomyślnie, ale nie oznacza to, że bez przeszkód. Otóż 17 stycznia 1920 roku zapisano u notariusza kontrakt sprzedaży hotelu Lomnitz. Niestety nie wiadomo na jaką kwotę. Czas naglił, więc Polski Komisariat Plebiscytowy musiał się zorganizować w hotelu. To był dobry pretekst dla Ringmann, by unieważnić kontrakt. Wszystko zdawało się stracone, jednak udało się kupić zajazd (i tym samym spisać umowę, na której widniała niebanalna kwota 750 tysięcy marek!).

Hotel Lomnitz – siedziba Polskiego Komisariatu Plebiscytowego i Polskiego Wywiadu Wojskowego

W hotelu do wybuchu III powstania śląskiego w 1921 roku, przebywał Wojciech Korfanty. Warto o tym wspomnieć, ponieważ ożywiał polskiego ducha na Śląsku i ciężko sobie wyobrazić, jak wyglądałaby ta część granicy II Rzeczpospolitej, gdyby nie jego praca oraz ludzi z nim współpracujących. Nic zatem więc dziwnego, że w okresie Powstań Śląskich (lata 1919 – 1921) oraz Plebiscytu na Śląsku (mający miejsce w roku 1921), Lomnitz stał się ostoją polskości na ziemi bytomskiej.

Warto zatrzymać się w epoce plebiscytu na Górnym Śląsku. W hotelu Lomnitz istniały dwie, bardzo istotne organizacje, sprzyjające sprawie polskiej: Polski Komisariat Plebiscytowy, którym kierował wspomniany wcześniej Wojciech Korfanty oraz I Wydział Wywiadu Wywiadowczo-Informacyjnego, którego dowódcą był kapitan Józef Aloizy Gawrych.

Ciekawostką jest to, że ten ostatni brał udział we wszystkich, możliwych powstaniach narodowych w Polsce XX wieku, zaczynając od Wielkopolskiego, poprzez Śląskie, na Warszawskim kończąc. Warto nadmienić, że w Warszawie walczyli również jego dwaj synowie – Antol i Jerzy.

Realizacja zadań Polskiego Komisariatu Plebiscytowego była pośrednio wspomagana przez pracę wywiadu, ponieważ dzięki niemu Korfanty wiedział m.in. w jaki sposób Niemcy przemycali broń na terytorium plebiscytu. Jednym z przykładów jest sytuacja, w której Niemcy wysłali pociąg z Nysy ze składem, który miał przewozić: „Mydło, sodę i marmoladę w wiadrach”. Gdy agenci polskiego wywiadu, w tym wspomniany kpt. Gawrych, dowiedzieli się o transporcie, natychmiast skontaktowali się z agentem, posiadającym list przewozowy. Ładunek był zaadresowany na kupca Schultz w Bytomiu. Kapitan zaalarmował Francuzów, którzy stacjonowali w mieście. Ci postanowili przeszukać cały wagon, w którym znaleźli: 8 ciężkich kulomiotów, 360 bomb, 2,500 granatów, 460 karabinów Spandau 1920 r., 160,000 naboi. Takie machlojki Niemców na terenie plebiscytu były codziennością.

To nie koniec sprytnej działalności Polaków. Jednym z ciekawych przedsięwzięć naszych rodaków było doprowadzanie Niemców do białej gorączki przez… zadawanie pytań. Chodzi o to, że w jednej z niemieckich gazet – die Oberschlesische Grenz-Zeitung (w wolnym tłumaczeniu: „Górnośląska Gazeta Graniczna”) – pytania do Niemców publikował niejaki Thersytes (prawidłowa forma tego imienia to Thersites, ale Korfanty zadecydował o przyjęciu wersji pisanej z literą „y”). Były to zapytania, pieszczotliwie nazywane: „Kleine Anfrage” – Małe Pytanie, publikowane na początku gazety. Dotyczyły najczęściej przemytu broni. Oto przykład pytania Thersytesa:

Do Pana Dyrektora Poczt i Telegrafów w Bytomiu. Czy to prawda, żeś Pan wczoraj otrzymał 10 paczek z Berlina, których zawartość stanowiło 160 nowiuteńkich rewolwerów kaliber 6,75? Czy to prawda, że rewolwerami tymi uzbroiłeś Pan swoją bojówkę? – Thersytes

Pod postacią bohatera homerowskiej Illiady kryły się trzy osoby. Byli to: Wojciech Korfanty, doktor Teodor Tyc (będący zastępcą szefa wydziału prasowego biura Polskiego Komisariatu Plebiscytowego w Bytomiu) [20] oraz kapitan Józef Alojzy Gawrych.

Napad bojówek niemieckich na hotel Lomnitz

Całe zdarzenie miało miejsce wieczorem 28 maja 1920 roku. Polacy zostali wcześniej ostrzeżeni, że Niemcy będą próbować zdobyć siłą hotel. Bojówki niemieckie najpierw zaatakowały i próbowały rozbroić francuskich żołnierzy. Ci widząc to, co robią Niemcy, zaczęli do nich strzelać, zabijając kilku bojówkarzy.

Zorganizowane bandy niemieckie postanowiły bezpośrednio zaatakować Komisariat, broniony przez zaledwie garstkę ludzi (kapitan Gawrych wspomniał o załodze liczącej około 15 ludzi). Niemcom udało się zdobyć jedynie parter hotelu, a to za sprawą wyważenia przednich oraz tylnych drzwi zajazdu oraz wszczętego pożaru, pochodzącego z beczek z benzyną. Polacy bronili się wraz z Wojciechem Korfantym wyżej, do czasu przybycia Francuzów, których sprowadził na miejsce kapitan rezerwy Kwasigroch. Pobiegł on przez dachy sąsiednich bloków i zjeżdżając po rynnie, ruszył w kierunku wojsk francuskich.

Niestety, uzbrojenie Polaków pozostawiało wiele do życzenia. Poza gumowymi pałkami, podobnymi do tych, używanych przez policję, posiadali: „Jeden karabin, cztery pistolety i granat. Niemcy natomiast uzbrojeni byli po same zęby”. Napad zorganizował niemiecki szpieg, w porozumieniu z komendantami bojówek niemieckich, Klaus Gumprecht. Co ciekawe przysłało go do Bytomia Ministerstwo Spraw Zagranicznych Republiki Weimarskiej.

Następnego dnia, po udanej obranie hotelu, Komisariat wydał komunikat „Z Placu Boju”, który brzmiał następująco:

Dwa ataki 12 batalionów [obecnie batalion liczy ok. 600 ludzi – przyp. J.K.] orgeszów na polski komisariat plebiscytowy w Bytomiu zostały bez strat własnych gładko odparte. Nieprzyjaciel poniósłszy ciężkie starty, cofnął się poza linie wyjścia.

Późniejsze lata

Niestety, mimo korzystniejszego dla Polski wyniku plebiscytu i trzech powstań śląskich, Bytom przypadł Niemcom. Hotel Lomnitz był odtąd siedzibą Konsulatu Generalnego Rzeczpospolitej Polskiej (w latach 1922 – 1931; później znajdował się w Opolu), a następnie „Domu Polskiego” – inaczej nazywanego Gospodą Polską (od 1931 do 1939 roku).

Niestety budynek uległ zniszczeniu w 1945 roku. Problem polega na tym, że nie wiadomo dziś co było przyczyną tego wydarzenia. Jedna wersja mówi, że spalenia budynku dokonali dywersanci niemieccy pod koniec wojny. Druga zaś, że zniszczenia (oczywiście przypadkowego) dokonali Rosjanie tuż po zajęciu miasta. Obecnie przy ulicy Gliwickiej 17 stoi zwykły, niczym nie wyróżniający się budynek, a o dawnej obecności hotelu Lomnitz przypomina pamiątkowa tablica…

Autor pragnie podziękować za okazaną pomoc podczas pisania powyższego artykułu Towarzystwu Miłośników Bytomia oraz Miejskiej Bibliotece Publicznej w Bytomiu.