Wojny husyckie

Zbigniew Markowski

Wojny husyckie

Choć plaga wojen husyckich dotknęła Śląsk w pierwszej połowie XV wieku, pamiętano o nich bardzo długo. Nawet w drugiej połowie XX wieku niegrzeczne i nieposłuszne dziecko mogło zostać przez swoją babcie nazwane Husem. W swojej czeskiej ojczyźnie Jan Hus zapamiętany został jednak dobrze. Po pierwsze – miał swój wkład w kształtowanie tożsamości narodowej Czechów zagrożonej masowym napływem kolonistów niemieckich; niemało zrobił też dla skodyfikowania literackiego języka czeskiego. Po drugie – wielu zauważa szlachetny wymiar buntu Husa przeciwko etycznym wypaczeniom głównego nurtu chrześcijaństwa rzymskokatolickiego.

Zanim 6 lipca 1415 roku skazany za herezję Hus spłonął na stosie w Konstancji, sprzeciwiał się tym samym zjawiskom, co żyjący sto lat później Marcin Luter. Krytykował pełen zbytku styl życia wyższego duchowieństwa, piętnował handel odpustami czy relikwiami, dowodził prymatu Biblii nad władzą papieży. Wygłaszane w Pradze kazania, później zaś – działalność jako wędrownego kaznodziei, odbijały się szerokim echem. Pamiętać należy, iż działalność Husa przypadła na lata tak zwanej wielkiej schizmy zachodniej: kryzysu w Kościele, który przejawiał się równoległymi rządami wpierw dwóch, później trzech papieży. Swoistym dziejowym paradoksem jest fakt, iż sobór w Konstancji, który miał schizmę zakończyć, skazał na śmierć popularnego profesora z Pragi.

Ostateczne uciszenie Jana Husa obarczone było (stosując dzisiejszą terminologię) licznymi błędami wizerunkowymi. Ofiarę zwabiono gwarantując jej bezpieczeństwo na soborze. Król Zygmunt Luksemburski wydał co prawda list żelazny, ale zaskoczonemu duchownemu w czasie aresztowania wytłumaczono, iż słowo dane heretykowi nie jest ważne. Czechów wzburzyło również demonstracyjne i okrutne zadanie śmierci ich rodakowi, przez wiele lat Hus był przecież szanowanym wykładowcą uniwersyteckim. Jeszcze cztery lata czeska społeczność tłumiła w sobie gniew, szalę goryczy przelała się jednak, gdy następcą czeskiego tronu (po śmierci Wacława IV w sierpniu 1419 roku) został znienawidzony Zygmunt Luksemburczyk. Czesi nie chcieli dopuścić do koronacji, drogę do Pragi monarsze torować musiały wojska niemieckie oraz węgierskie. Zwolennicy Husa jednak byli już dobrze zorganizowani: koronowanego już króla zaatakowali i tak zaczęła się wyniszczająca wojna.

Wodzem w walce z herezją został oczywiście Zygmunt Luksemburski, który – za sprawą bulli papieskiej nadającej konfliktowi status krucjaty – liczyć mógł na stały dopływ rycerstwa. Kolejne ataki przeprowadzono w latach 1420, 1421, 1422, 1427 i 1431, Czesi jednak zdołali się obronić. W 1429 roku autor bulli – papież Marcin V zwrócił się z żądaniem udziału w krucjacie także do Władysława Jagiełły (co odnotował Jan Długosz). Polski król zignorował jednak polecenie ewidentnie sprzeczne z jego interesami. Być może wiedział nawet o tajnym planie Luksemburczyka, który chciał doprowadzić do rozbioru Polski. Już dziewięć lat wcześniej czeską koroną kusili Jagiełłę husyci, ale im także odmówił. Już pod koniec lat dwudziestych XV wieku siły husyckie wzmocniły się na tyle, że mogły podjąć wyprawy przeciwko wojskom Zygmunta: na ziemiach niemieckich, słowackich oraz (latach 1424 – 1434) na Śląsku. Wyprawy na Śląsk w opracowaniach historycznych nazywa się czasem rajzami: miały bowiem charakter gwałtownych, szybkich rajdów i stanowiły metaforę stosowanej przez husytów taktyki wojennej.

Historycy wojskowości właśnie husytom przypisują pierwsze w dziejach wykorzystanie piechoty przede wszystkim jako siły posługującej się bronią palną. Nowością była także niezwykła mobilność ich oddziałów. Nader często artylerię (w postaci małych armat) montowano na zaprzężonych w konie wozach, co pozwalało na błyskawiczne przejście od obrony do ataku. Husyci wypracowali taktykę wozów taborowych (czeskia vozová hradba i niemiecki wagenburg) polegającą na formowaniu szyku z połączonych mocnymi łańcuchami wozów. Taki prowizoryczny szaniec mógł zostać wzmocniony wykopanymi naprędce okopami i stanowić bardzo skuteczną linię obrony. Gdy szeregi atakującego nieprzyjaciela wykrwawiły się, przechodzono do błyskawicznego ataku z wykorzystaniem broni palnej i artylerii. Taki sposób prowadzenia wojny został później z powodzeniem zastosowany w zupełnie innych epokach i odległych geograficznie miejscach. Stosując pewne uproszczenie stwierdzić można, iż duża część śląskiego chłopstwa (zwłaszcza we wschodniej części) sympatyzowała z husytami, śląscy książęta zaś – zdecydowanie popierali Zygmunta Luksemburczyka. Pierwszą z grup pociągał wspólny antagonizm wobec niemieckiego osadnictwa, drudzy – zobowiązani byli do utrzymywania się w głównym politycznym nurcie Zachodu.

Wyprawami na Śląsk dowodził husycki duchowny, człowiek który choć dowodził armią, sam chodził bez broni i – jak twierdził – nigdy osobiście nikogo nie zabił: Prokop Wielki. Jego wojska skoncentrowały się na zajmowaniu klasztorów oraz zdobywaniu siedzib posiadaczy ziemskich. W 1428 roku husyci wkroczyli do Gliwic, jednak walki nie były konieczne. Miasto otworzył dla nich przebywający tam właśnie książę Bolko V (nazwany później Husytą), na co dzień rezydujący w Głogówku. Książę (który z naukami Jana Husa zapoznał się podczas studiów w Pradze) nie tylko przyjął innowierstwo, ale wzmocnił także siły czeskie swoimi oddziałami. Niejako przy okazji sam nieźle zarobił przejmując majątki kościelne. Wojsko Bolka operowało później aż po Namysłów potęgując wojenne zamieszanie. Gliwice przechodziły z rąk do rąk, badacze dziejów do dziś nie ustalili precyzyjnego kalendarium wydarzeń, co nie zmienia faktu, iż miasto uchodziło wówczas za stolicę husytyzmu na Śląsku. Wiemy, że Gliwice w kwietniu 1431 roku zdobył Konrad VII Biały wykorzystując nieobecność husyckich dowódców, którzy udali się na rokowania do Krakowa. Zwycięzcy nie tylko zabili znaczną część mieszkańców miasta, ale zburzyli także gliwicki zamek. Dwa lata później do Gliwic znów wkroczyli husyci. Dla mieszkańców śląskich miasteczek i wsi (niezależnie od sympatii religijnych lub narodowościowych) ciągłe przemarsze wojsk, bitwy czy potyczki stanowiły źródło nieustających problemów; szczególnie gdy rozluźniająca się wśród oddziałów dyscyplina prowadziła do grabieży i napadów. Z tego właśnie powodu husyckie wojny zapamiętano jako dopust Boży. Okrucieństwo było udziałem obu stron. Świadectwa mówią o „napełnianiu studni heretykami” po wygranej wojsk krucjaty, zdarzało się, że husyci obcinali głowy duchownym przeciwnej strony. Wojna zahamowała rozwój gospodarczy, wyludniły się wsie, niepewnym jutra mieszkańcom Śląska długo przyszło czekać na powrót do normalności. Ożywienie w produkcji i handlu nastąpiło dopiero z nadejściem XVI wieku.

Husyci w końcu pokonali sami siebie. W bitwie pod Lipanami (na wschód od Pragi) w maju 1434 roku stanęły przeciwko sobie oddziały różnych stronnictw husyckich: w jednym prym wodzili taboryci, w drugim – utrakwiści. Starcie zakończyło się klęską taborytów, śmierć poniósł ich przywódca – Prokop Wielki. Zaraz potem utrakwiści podpisali porozumienie pokojowe z Zygmuntem Luksemburczykiem potwierdzone później na soborze w Bazylei. Kościół czeski otrzymał autonomię, Zygmunt – koronę czeską.