Poszła Karolinka

Zbigniew Markowski

Poszła Karolinka

Nie ma takiej śląskiej (a może i polskiej) biesiady, na której można pominąć odśpiewanie „Karolinki”. Tymczasem piosenka ta, zamiast w śpiewnikach, powinna raczej znaleźć się w tomie pod tytułem „Kryminalne zagadki Górnego Śląska”. Sporo jest bowiem faktów, które wymagają wyjaśnienia. Po pierwsze – ona wcale nie szła do Gogolina.

Śpiewnik Juliusa Rogera – niemieckiego lekarza, który uratował od zapomnienia mnóstwo polskich pieśni ludowych – nie zostawia tutaj żadnych wątpliwości. Karolinka szła nie do Gogolina, lecz do Bogumina (zwanego po czesku Bohumin, po niemiecku zaś – Oderberg) – niewielkiego, lecz ważnego miasta położonego tuż obok Cieszyna, w miejscu gdzie Olza wpada do Odry. Reszta pieśni zapisanej w książeczce „Pieśni Ludu Polskiego w Górnym Szląsku z muzyką” wydanej w 1863 roku mniej więcej zgadza się ze znanym nam tekstem. Jest i Karliczek, i flaszeczka, i most. Nieoceniony doktor Roger odnotował, iż pieśń tę śpiewano w okolicach Rybnika oraz Gliwic, co umieścił pod pozycją 129 (w dziale ballad) wraz z zapisem nutowym. Co ciekawe – pochodząca sprzed półtorej wieku melodia praktycznie nie różni się od dzisiejszej niczym. Różnice w linii melodycznej odnajdujemy jednak przy następnym utworze z „Pieśni Ludu Polskiego”, którym jest… kolejna wersja „Karolinki”. Tym razem piosenka pochodzi spod Lublińca i o ile muzycznie jest zupełnie innym utworem to w warstwie literackim odnajdujemy tylko jedną zmianę. Karolinka idzie nie do Bogumina, lecz od Bogumina.

Całą sytuację komplikuje kolejna pozycja w dziele Rogera: pod numerem 131 jest bowiem jeszcze jedna „Karolinka” – tym razem przypisywana ludowi z okolic Opola. Dopiero tutaj pojawia się Gogolin, dziewczyna zaś jest „Karlinką”. Zabieg z zamianą imienia z Karolinki na Karlinkę zdaje się mieć proste wytłumaczenie: tekściarzowi zabrakło jednej sylaby, gdyż zaczął od słów „jechała” zamiast „poszła”, szybko to nadrobił wyrzucając głoskę „o” w żeńskim imieniu. Karolinka w dzisiejszym brzmieniu była częstą bohaterką ludowych pieśni ze Śląska; konkurować z nią mogła co najwyżej Kasia. Równie typowy jest motyw przemieszczania się głównej postaci piosenki. Dzieweczka poszła do laseczka, Karolinka też gdzieś szła – w zasadzie wszystkie dziewczyny w ludowej twórczości zajmowały się głównie chodzeniem, głównie – po lasach i innych podejrzanych przestrzeniach. W dodatku zazwyczaj chodził za nimi jakiś dziwny typ w stylu Karlika.

Wszystkie odnotowane w XIX wieku wersje “Karolinki” mają identyczną narrację. Karolinka z kobiecym uporem (mimo starań Karlika) udaje się do Bogumina, gdzie spienięża swoje klejnoty w postaci piestrzenia i zausznic. Piestrzeń to po prostu staropolski pierścień (słowo „piestrzeń” przetrwało jeszcze w gwarze kaszubskiej), zausznice są rodzajem średniowiecznych kolczyków – tyle, że noszonych na uchu, nie zaś wpinanych w płatek uszny. Przedmioty te musiały mieć w piosence ogromną wartość, Karolinka nabyła bowiem za uzyskane pieniądze kompletny folwark na wsi i kamienicę w mieście. Opowieść nie jest jednak do końca radosna, bo dziewczyna z jakiegoś powodu musi wyjść za mąż, czego najwyraźniej żałuje. W jednej z wersji winowajcą jest nieznany bliżej Jasiek (ciekawe, co na to Karlik), w innej – nie wymieniony z imienia urzędnik. Wina polega na tym, iż częstowali oni dziewczynę – rzecz jasna oddzielnie – winem. Gdyby nie to, Karolinka nadal byłaby panną. Wszystkich tych rewelacji nie zna współczesny słuchacz pieśni, ponieważ autor opracowania tekstu na potrzeby Zespołu Pieśni i Tańca “Śląsk” – katowicki poeta – Zdzisław Pyzik, całą warstwę fabularną pominął. Ograniczył się do mostu i przegadywania się chłopaka z dziewczyną, co pięknie potrafi przedstawić chór „Śląska”. To wersja Pyzika wylansowała Gogolin, bo jeszcze w 1946 roku śląska prasa donosiła, iż sekcja muzyczna dla górników kopalni Bolesław Śmiały wykonała pieśń ludową “Poszła Karolina do Bogumina” (“Świat Górnika” z 20 maja 1946 roku).

Trzeba przyznać, że leżący w powiecie krapkowickim Gogolin poszedł za karolinkowym ciosem. Już w maju 1967 roku odsłonięto tam pomnik Karolinki, za którą próbuje nadążyć Karlik, sławna para znalazła się też w herbie niespełna siedmiotysięcznego dziś miasta. Do Karolinki przyczepił się cały Górny Śląsk. Jej ulice mamy w Katowicach, Chorzowie, Zabrzu, Gliwicach, Imielinie a nawet – nie wiadomo dlaczego – w Warszawie. Opole posiada Centrum Handlowe „Karolinka”, Radzionków – Centrum Kultury o tej nazwie, barów z piosenkową dziewczyną nie sposób zliczyć. Karolinką nazwano nawet regionalną grę liczbową: socjalistyczny odpowiednik lotto dla dawnego województwa katowickiego.

Od czasu do czasu wybucha jakaś karolinkowa awantura. W 1957 roku lokalna gazeta doniosła, iż odnaleziono w Rybniku płytę gramofonową z roku 1906. Zapis muzyczny zawierał piosenkę “Poszła Karolinka” z adnotacją, iż autorami utworu są bracia Zinger z Rybnika. Pod koniec pierwszej dekady XXI wieku znów pojawiła się sensacja. Jedna z kolorowych gazet ogłosiła, iż znalazła autentyczny pierwowzór postaci Karolinki. Swoją opowieść redakcja oparła na dość niecodziennym fakcie, iż romansowym partnerem bohaterki artykułu (niejakiej pani Kleinert) był mężczyzna o nazwisku Karlik. W całej misternej intrydze był tylko jeden problem: odnaleziona Karolinka urodziła się w roku 1884 czyli w chwili, gdy zwrotki zapisane przez Juliusa Rogera od dawna były już wydane drukiem. Tak to właśnie jest z Karolinkami – nigdy nie wiadomo: poszła, nie poszła, do Gogolina czy do Bohumina, z Karlikiem czy może z Jankiem.