Skarbnik 

Zbigniew Markowski

Skarbnik

Kontakt ze Skarbkiem miało bardzo wiele osób: jego imieniem nazwano wszak ekspresowy pociąg kursujący na trasie ze stolicy do Gliwic oraz reprezentacyjny dom towarowy w samym sercu Katowic. W wersji multimedialnej figura ducha podziemi przemawia dziś do turystów odwiedzających zabrzańskie Muzeum Historii Górnictwa; realny, żywy aktor wciela się w jego postać na tarnogórskich podziemnych szlakach Kopalni Srebra. Nadprzyrodzona istota towarzyszyła śląskim górnikom od zarania dziejów, szeptem – w prymitywnych wyrobiskach – mówiono o niej już w XIII wieku. Według Gustawa Morcinka pierwszy w kopalniach (wówczas jedynie srebra i rud cynku) pojawił się zły duch Szarlej, który – po zatopieniu licznych wyrobisk udał się w niewiadomym kierunku. Dopiero później podziemia w swoje władanie wziął Skarbnik.

Wyczerpująca, wymagająca ciągłej koncentracji praca w warunkach stałego zagrożenia aż prosiła się o jakiegoś opiekuńczego ducha. Nade wszystko Skarbnik jest bowiem opiekunem górnika, rodzajem Anioła Stróża dbającego o człowieka. „Skarbienie” w dawnej polszczyźnie oznaczało czynność opiekowania, troszczenia się; echa tego znaczenia pobrzmiewają gdy mówimy, iż można sobie coś „zaskarbić”. W literaturze spotkać można również opinię, iż Skarbnik jest strażnikiem niezliczonych podziemnych bogactw (skarbów) – to kolejne wyjaśnienie etymologiczne. Nie wszędzie Skarbnik nazywał się jednakowo, bo w okolicach Cieszyna nadano mu miano Pusteckiego dodając kilka wrednych cech charakteru, w mniejszym stopniu związanych z troską o górnika, bardziej – z irracjonalną złośliwością. Choć dzisiaj również w wielickiej Kopalni Soli odbywają się widowiska z udziałem postaci Skarbnika, w dawnych podkrakowskich żupach nazywano go raczej pełnym szacunku określeniem „On” – bez wymawiania konkretnego imienia, co mogło przynieść nieszczęście. W górniczych zagłębiach dobry duch podziemi mógł nazywać się również Zabrzeski, Czorny Pyjter, Fontana, Wojtek, Pietrek albo Mateusz.

Zdaniem Karola Martina z Politechniki Wrocławskiej wiele przesądów związanych z postacią Skarbnika miało znaczenie dla bezpieczeństwa pracy w dawnej kopalni. Duch nie znosił – na przykład – wrzucania kamieni do otworu szybowego, spania pod ziemią czy (ta niechęć była wręcz patologiczna) gwizdania w wyrobiskach. Niewinne z pozoru świsty mogły w warunkach zakładu wydobywczego kosztować ludzkie życie, bo według odgłosów cyrkulacji powietrza w chodnikach często orientowano się w zagrożeniu. Gwizdanie mogło także zagłuszyć dochodzące z oddali wołanie współtowarzyszy o pomoc. Egzekwowanie przepisów bezpieczeństwa w wykonaniu Skarbka było surowe: potrafił rąbnąć nieszczęsnego górnika kawałem skały w głowę lub gonić już na powierzchni dziecko zabawiające się wcześniej wrzucaniem kamieni do szybu. W drastycznych przypadkach – by ukarać niewłaściwie zachowującą się załogę – Skarbnik mógł nawet zalać całą kopalnię. Podziemny demon nie cierpiał także przeklinania, co również wytłumaczyć można troską o bezpieczeństwo ludzi: w końcu nadmierne i złe emocje to ostatnia rzecz, jaka potrzebna jest w kopalni. Wulgarnego górnika duch traktował bez cienia litości. Potrafił pojawić się nie wiadomo skąd i rąbnąć w twarz nim jeszcze brzydkie słowo zdążyło wybrzmieć. Jego wyroki mogły być surowe i bolesne, ale zawsze miały sprawiedliwy wymiar – tym różnił się od swojego negatywnego alter ego – ducha Szarleja. Spotkanie ze Skarbnikiem często przybierało postać testu. Po krótkiej rozmowie lub obserwacji zachowań człowieka duch wyrabiał sobie zdanie i szybko karał lub nagradzał delikwenta. Nade wszystko jednak Skarbek ostrzegał pojawiając się tuż przed katastrofą, by ludzie w porę zdążyli opuścić swoje stanowiska pracy. Są i podania, w których wybrańcom wręcz zakazuje wstępu pod ziemię, bo grozić im może niebezpieczeństwo. Demon dbał także o odpowiedni poziom moralny górników. W jednym z opowiadań karze człowieka niezbyt chętnego do wspierania wdów i sierot po współtowarzyszach pracy.

Czasem Skarbnik zamieniał się w szczura, mysz, konia, psa, kozę, żabę czy nawet muchę lub pająka. W jednej z opowieści nagradza górnika karmiącego go jako białą myszkę, w innej – pochodzącej z Zagłębia Dąbrowskiego – przybiera postać ropuchy. Nakarmiona przez młodego górnika Wojtka żaba wskazuje mu miejsca, gdzie należy uderzać kilofem, by uzyskać duże ilości węgla. Prawdziwa nagroda czeka jednak młodzieńca w dzień wypłaty: dzieląc się z ropuchą wynagrodzeniem oddaje jej bowiem ostatni, nieparzysty pieniążek potwierdzając swój dobry charakter. Skarbnik mógł występować również w postaci odgłosów, ruchu powietrza lub niewyjaśnionych zjawisk fizycznych. Od czasu do czasu posiadał prezencję dziecka, choć najczęściej przedstawiano go jako starego górnika lub sztygara z długą, siwą brodą, wyposażonego w kaganek i laskę stanowiącą świadectwo przynależności do górniczego dozoru. Nierzadko odziany był w odświętny mundur. Bardziej spostrzegawczy mogli zauważyć, iż jedna z nóg ducha jest nietypowa: wygląda zupełnie jak końskie kopyto. Oczy odznaczały się czerwonym lub zielonym blaskiem, często mowa jest o lampce, która dawała nieziemsko jasne światło. Jeżeli Skarbnik miał przy sobie fajkę, mógł poprosić napotkanego górnika o podanie ognia. Należało wówczas zachować szczególną ostrożność oraz – w celu wypełnienia polecenia – użyć łopaty lub kilofa i na nich przekazać płomień. Duch nie cierpiał bowiem dotyku ludzkiej skóry; bezpośrednie podawanie zapałki lub lampki groziło urwaniem ręki. Inne przepisy na bezpieczne spotkanie ze Skarbnikiem zawierają poradę, by paść na ziemię.

Legendy o pochodzeniu postaci wypowiadają się w sposób bardzo różny: jedna z wersji głosi, iż Skarbnikiem został górnik, który bardzo kochał swoją pracę. Po śmierci, za wstawiennictwem świętej Barbary poprosił więc Boga, by – korzystając ze swojej znajomości podziemnych chodników – mógł pomagać swoim kamratom. Inna legenda traktuje sprawę odwrotnie: duchem podziemi został za karę górnik – obibok. Kolejna wersja łączy Skarbnika z postacią świętej Barbary. Miał zostać nim ojciec świętej, by odpokutować winy wobec swojej córki. Gustaw Morcinek napisał, że w epoce hałaśliwych, potężnych maszyn górniczych duch kopalni gdzieś zniknął. Ponoć przeniósł się w odległe rejony podziemia, gdzie nikt nie może go już znaleźć. Jednak każdy, kto odwiedził zakład górniczy, choćby taki przeznaczony dla ruchu turystycznego będzie wiedział swoje. Bo najłatwiej uwierzyć w ducha będąc pod ziemią: w ciemnościach, w wąskim tunelu, gdzie krople wody powoli ściekają ze skał.