Utopiec 

Zbigniew Markowski

Utopiec

Powszechna obecność utopców na Górnym Śląsku dziwić nie powinna – wszak lęgną się one wszędzie tam, gdzie jest dużo wody. Chlupot płynu słyszymy nawet w nazwie naszej krainy – nigdy zresztą nie brakowało tu strumyków, stawów czy glinianek, w których swój dom mógł znaleźć tajemniczy stwór. I jak każdy tajemniczy stwór utopiec miał wiele różnych wizerunków. W okolicach Gliwic i Wodzisławia uważano, iż jest byłym aniołem strąconym z nieba za nieposłuszeństwo i pychę. Losy wyrzucanych z raju demonów zależały od tego, na jakim podłożu po strąceniu wylądowały: jeśli trafiły na ziemię, skałę lub czeluść piekielną – nabierały czarnej barwy i zostawały diabłami, los utopca czekał te anioły, które wpadły do wody – stawały się wówczas zielone. Inna geneza utopca obowiązuje w okolicach Cieszyna: tam we władcę wodnego żywiołu może zmienić się każdy człowiek, który utonie. W wyglądzie tego stwora można zresztą dopatrzeć się wielu cech topielca.

Podobne zamieszanie panuje w sprawie wyglądu; choć najczęściej jest niskiego wzrostu z nieproporcjonalnie dużą głową, zdarzają się wyobrażenia osobnika chudego i wysokiego. Jedyny – w miarę wspólny mianownik to cechy płaza – błona między palcami ułatwiająca pływanie oraz duże, wyłupiaste oczy. Nieścisłości biorą się być może stąd, że wiele utopców posiadało zdolność transformacji. Gustaw Morcinek opowiada o stworze, który nie mogąc znaleźć odpowiedniej, utopcowej żony w swojej społeczności udał się po oblubienicę do świata ludzi po zmianie w atrakcyjnego młodzieńca. Narzeczona utopca dziwiła się jedynie zimnymi ustami swojego wybranka oraz faktem, iż zawsze oddalał się w stronę rzeki przed nastaniem północy. Utopiec ponoć mógł zamieniać się także w zwierzęta: dużego raka, szczupaka lub ptactwo buszujące w szuwarach. Przybierał również postać konia lub czarnego psa uporczywie siedzącego nieopodal miejsca, w którym ktoś kiedyś utonął. Do szczęścia demonowi nie trzeba było wiele – wystarczył jakikolwiek akwen, nawet najmniejszy – w skrajnych przypadkach utopiec zadowalał się mieszkaniem w studni czy nawet kałuży, choć najlepszy był opuszczony młyn.

Na Śląsku Cieszyńskim utopce gustowały w paleniu tytoniu, liczne wizerunki przedstawiały wyłupiastookiego jegomościa z fajką, znany jest przypadek demona, który z upodobaniem pił piwo (niektóre utopce uwielbiały inną męską rozrywkę – grę w karty). Nikotynowy nałóg przypadł do gustu również najsłynniejszemu demonowi z okolic Wodzisławia – niejakiemu Zeflikowi. Utopiec ten przez dłuższy czas uprzykrzał życie młynarzowi (na przykład wypuszczając wodę ze stawu) aż doprowadzony do ostateczności człowiek postanowił stwora przekupić. Podarował mu fajkę i worek tytoniu, co tak pozytywnie nastawiło Zeflika, iż w następnych latach nie tylko pomagał oczyszczać staw z szuwarów, ale zimową porą przychodził do młynarza w celach towarzysko – alkoholowych. Podobna przemiana dokonała się u utopców w rejonie Bierunia – także tam z czasem zaprzyjaźniły się z ludźmi. Dziś na bieruńskim rynku spotykamy je nawet w charakterze miejskich, pomnikowych maskotek.

Przez całe stulecia utopce tak naprawdę służyły jako straszak na nieposłuszne dzieci: zakaz chodzenia nad wodę był znacznie skuteczniejszy, gdy w umyśle małego łobuza zasiano wizję niebezpiecznego demona rządzącego wodami. Istniała nawet specjalna procedura na wypadek spotkania: przede wszystkim nie wolno było patrzeć utopcowi na zęby, zwłaszcza zaś ich liczyć (bywał szczerbaty), sprowadzało to nieuchronną śmierć. Rozmowa z takim stworem pełna była zasadzek, bo demon często poddawał człowieka próbie charakteru, czasem występował jako realizator sprawiedliwego wyroku losu. Tak czy inaczej utopiec słynął ze złośliwości, mściwości i wszelkich innych wrednych cech charakteru. W zależności od rejonu nazywany bywał także utopkiem, wasermanem, utopnikiem, utoplcem albo topkiem. Etnografowi