Cera

Zbigniew Markowski

Córka po czesku to „dcera”; na bratanicę mówią w Czechach „bratrova dcera”, siostrzenica to oczywiście „sestřina dcera”. Z tego powodu większość badaczy uznaje, iż śląska „cera” jest bohemizmem czyli (podobnie jak: szwarny, galoty, łostuda czy chachar oraz mnóstwo innych słów) pochodzi z języka Czechów. Ale podobnie, jak w przypadku wszystkich pojęć używanych od dawien dawna, prawda zapewne ginie w mrokach historii i przypomina dociekanie na temat tego, czy pierwsze było jajko czy kura. Zwłaszcza, że można nawet spotkać opinię mówiącą o związkach polskiej córki z „duhit” w sanskrycie.

Jeśli za pewne przyjmiemy czeskie pochodzenie cery, wówczas i polska córka powinna mieć tę samą etymologię. Szczególnie że przecież literatura staropolska obfituje nie tylko w „córy”, ale i „cory”. Jan Kochanowski zrymował wszak z corą ubiory, zaś osiemnastowieczny erudyta Jan Bielski w swoim dziele „Carmen nuptiale ” zamieszcza słowa:

Żyć będzie Anna, matka młodej cory,
Póki ta cora jej nie dojdzie pory.

Później „o” zamieniło się w „ó” po czym z biegiem stuleci nazwę potomka płci żeńskiej zdrobniono na „córka”. Na początku lat trzydziestych XIX wieku Mickiewicz stworzył już wers „Że od Sopliców byłam za córkę przybrana”. Proces zdrabniania dotyczył zresztą i innych nazw bliskich krewnych; w końcu matka powstała od „maci”, której dzisiejszy żywot ogranicza się do funkcjonowania w znanym wulgaryzmie.

Śląskiej córce gwarowej towarzyszy ciekawostka składniowa. Częściej bowiem usłyszymy, że dziewczyna jest „cerą od (łod) Any” niż „cerą Any”. Lepiej użyć konstrukcji „cera łod ni” niż „jei cera”. Przyimek „od” można od biedy pominąć, zwłaszcza jeśli rodzinne zależności owej córki przekłada się na język, który powinien być zrozumiały dla jak największej rzeszy odbiorców. Tak postąpił pochodzący z Jaworzynki literat, etnograf i członek amerykańskiego Pen Clubu – Paweł Łysek nadając swojej powieści z 1973 roku tytuł „Marynka, cera gajdosza”. Zespół muzyczno – kabaretowy „Antyki” używa jednak starszej formy wykonując utwór „Cera łod Lizoniów chodzi mi po gowie” (słowa Rufina Podolskiego).

W porównaniu z językiem polskim, śląski nie dysponuje tak wieloma zdrobnieniami dotyczącymi córki. Polszczyzna ma ich cały arsenał to: córcia, córusia, córeczka, córunia, córuś i inne. Po śląsku możemy w zasadzie powiedzieć „cerka” i niewiele więcej. Gwarowe zdrobnienie bywa źródłem nieporozumień na linii polsko – śląskiej, bo polska „cerka” oznacza miejsce w tkaninie, które zostało wypełnione przy pomocy splotu nici (zacerowane), względnie – rodzaj mereżki.

Ale czym się tu martwić, skoro już forma podstawowa od lat dostarcza wystarczająco dużo problemów. Jeżeli nie znający gwary młodzieniec chwali gładkość twarzy jakiejś pani, jej samej może wszak wydawać się, że chodzi o zaloty względem córki. „Gryfno cera” z kolei oznacza atrakcyjną latorośl, nie zaś piękną cerę – opisana sytuacja bywa kanwą wielu gwarowych humoresek. Polska „cera” ma oczywiście zupełnie inne pochodzenie od śląskiej – wywodzi się z łaciny i w swoim pierwotnym znaczeniu jest woskiem. W dobie serwisów społecznościowych możliwe jest popełnienie jeszcze jednego błędu z cerą w roli głównej. Intencją zamieszczenia fotografii podpisanej „moja cera” nie jest zwrócenie uwagi na gładkość twarzy osoby publikującej zdjęcie. Fotka przedstawia jej córkę.

Nasze słówko bardzo często występuje w telewizyjnym lub radiowym koncercie życzeń przekazywanych śląską gwarą. Liczne cery składają tam urodzinowe czy jubileuszowe życzenia swoim mamom oraz ojcom.