Zbigniew Markowski
Kwestia freli teoretycznie jest prosta: to zwieńczenie panieńskiego życia każdej kobiety. Chronologicznie żeńską karierę można bowiem opisać czterema słowami – dziołszka, dziołcha, frelka oraz frela, gdzie zdrobnienia oznaczają osobę młodszą niż ta określana formą podstawową. Dla osób uwielbiających uproszczenia moglibyśmy przygotować nawet tabelkę. Dziołszka plasowałaby się wówczas w przedziale między trzecim a ósmym rokiem zycia, dziołcha miałaby lat dziewięć do piętnastu, frelka odpowiednio szesnaście do dziewiętnastu, potem zaś następowałaby frela – aż do samego ślubu.
Życie jednak aż tak proste nie jest, bo – mimo iż w powyższym zestawieniu odnajdujemy sporo prawdy – są na Śląsku rejony, gdzie w ogóle nie mówi się dziołcha i dziołszka wrzucając wszystkich do jednego worka z frelami. Pochodzenie słówka „frela” jest ewidentnie niemieckie i bierze się od „fräulein” czyli panienki; podobnie jak śląska narzeczona (lipsta) pochodzi od „liebster” oznaczającego najdroższą. Niemieckie „fräulein” brzmi miło, bo znajduje się w bezpośrednim sąsiedztwie (jako wyraz pokrewny) pojęcia „freundlich” mówiącego o życzliwości i przyjaznym stosunku – przecież freundliche grüsse” to serdeczne pozdrowienia.
Konsekwencje językowe połączenia freli z panienką są bardzo głębokie – frela bowiem mogła w śląskiej gwarze oznaczać również pokojówkę zatrudnioną w jakiejś arystokratycznej rezydencji. Tak właśnie używa pojęcia „frela” Stanisław Ligoń w jednej ze swoich śląskich bajek:
Jeden z arystokratów poszedł na gon na dzikie świnie. Niestety stało się nieszczęście, bo jakiś ranny kiernoz rzucił się na myśliwca i pogryzł go. Posłano starego gajowego do pałacu z poleceniem, ażeby o nieszczęściu zawiadomił baronową. – Panie Rzympoła, jeno łoględnie, powiedźcie to pani baronowej, coby się bardzo nie przestraszyła. – Ha, niech się nie bojom, już jo jej to tak powiem, że się bydzie z tego radować. Rzympoła prziszoł do zomku, kaj go kamerdyner zawiódł do baronowej. – Jaśnie pani baronowo – pado – jeich panoczek nie żyjom. – Jezus, Maria! – krzyknęła jaśnie pani i przekopyrtnęła się na ziemia. Przylecioł kamerdyner, przyleciały frelki i zacyny zemdlono baronowo krzesić.
„Być za frela u grofa” oznaczało onegdaj pracę w charakterze pokojówki. Frelą mogła być również (niezależnie od swojego wieku i stanu cywilnego) gospodyni na plebanii. Kobieta taka nazywana była „frelka s fary” czyli z plebanii, zatrudniona przez proboszcza czyli farorza. „Panienka” dorobiła się jednak jeszcze innych znaczeń: na początku ubiegłego wieku frelą mogła być nauczycielką. Często zatrudnienie w wiejskich szkołach znajdowały wówczas młode panie opisywane później w powieściach typu „Syzyfowe prace”. To samo dotyczy profesji guwernantki czy opiekunki dziecka. Gdy w latach trzydziestych XX wieku liczne katowickie panie (panienki) lekkich obyczajów poprzez swoje demonstracyjne zachowanie (potrafiły nie tylko godzinami zaczepiać mężczyzn przed hotelami, ale nawet wdzierać się do restauracji i tam prowadzić działania marketingowe) stały się utrapieniem mieszkańców, lokalna prasa nazywała je frelami. Nie oznacza to jednak, iż „frela” jest synonimem prostytutki – dziennikarze po prostu użyli eufemistycznej, gwarowej nazwy mając na myśli panienki.
Frela posiada rzadko spotykaną formę czasownikową: „frelczyć się” znaczy tyle, co dorastać, rozwijać się, stawać się panną na wydaniu. Doktor Marzena Muszyńska z Instytutu Śląskiego w Opolu przytacza jeszcze rzeczownik „frelidło” powołując się na odmianę gwary z okolic Rzędowic. Frelidło to dziewczyna uwielbiająca ładnie się ubierać, strojnisia, modnisia. W tym przypadku charakterystyczna końcówka nie ma zabarwienia negatywnego (jak straszydło) – jest neutralnym odnotowaniem stanu rzeczy.
Dziś „frela” to wizytówka śląskiej gwary obecna na koszulkach (często w stwierdzeniu, iż właścicielka odzieży jest piękna) oraz gościnnie występująca jako nazwa zespołu. Są nie tylko słynne Frele – specjalistki od przeróbek światowych hitów na śląską godkę, ale i dziewczęta ze szkolnego zespołu wokalnego „Śląskie Frelki” reprezentujące Dobrzeń Wielki spod Opola. Swoje trzy grosza dorzucają Frelki z Raciborza. Utwór muzyczny frelom poświęcił zespół „Kamraty”, który twierdzi, że śląskie frelki są i szykowne, i nadobne, zaś każdego faceta ciągnie do nich dokładnie tak, jak misia do miodu.