Maszket

Zbigniew Markowski

Do śląskiej gwary maszket dotarł z języka niemieckiego, w którym słodkie łakocie zwykło się określać słówkiem „naschkätzchen”. Tak się jednak dziwnie złożyło, że bezpośrednią kalkę znaczeniową można zastosować jedynie w sugerowanej przez język niemiecki liczbie mnogiej. Śląskie maszkyty (maszkety) to bowiem słodycze: koniec, kropka. Ale jeżeli zastosujemy liczbę pojedynczą, coś się zmieni. Pojedynczym maszketem może być nie tylko cukierek, ale w zasadzie każdy możliwy do zjedzenia obiekt: kapusta kiszona (bardzo ceniona w regionalnej kuchni), kotlet, sałatka śledziowa czy kompot; dla niektórych maszketem może być piwo lub wódka – jeżeli tylko dany obywatel docenia walory smakowy owych napojów.

Maszketem może być muzyka, piękny krajobraz albo przemówienie. W doktoracie Agnieszki Filipkowskiej odnajdziemy nawet odwołanie do „maszketów poetyckich” czyli perełek literatury pięknej. Śląska mowa zna jeszcze bardzo ciekawy związek frazeologiczny – „som maszket”. Tym razem mamy przed sobą francuskie „creme de la creme”, coś absolutnie najpyszniejszego, wisienkę na torcie, perłę w kulinarnej koronie, szczyt wyrafinowanego smaku. Kiedy z ust Ślązaka słyszymy o samym maszkecie, możemy być pewni, że większego komplementu wyrazić już nie można. Zwrot służyć może także do stopniowania zachwytu i porównań: kluski określone mianem maszketu są bardzo dobre, ale daleko im do rolady stanowiącej som maszket. Warto idiom ten zapamiętać, bo sprzedany śląskiej gospodyni w odpowiednim momencie może zdziałać cuda.

„Słownik frazeologizmów i typowych połączeń wyrazowych w gwarach śląskich” Lidii Przymuszały (wydany staraniem Uniwersytetu Opolskiego) wspomina jeszcze o tak zwanym maszketnym pysku. Ktoś posiadający taki pysk to osoba lubiąca słodycze. Zwrot taki odnajdziemy również w zbiorze śląskich przysłów zebranych przez Stanisława Wallisa.

Forma czasownikowa obwarowana jest rygorystyczną zasadą: maszkecić to zajadać ze smakiem, łasuchować, delektować się potrawą. Z kolei człowiek maszketny to albo wyjątkowy smakosz, albo osoba wybredna. Maszketny nie zje byle czego, podchodzi do posiłków z dużą rezerwą (bo przecież coś może nie odpowiadać jego gustowi), trudno mu dogodzić, a jeśli na talerzu nie ma maszketów – odchodzi jak niepyszny. W niektórych rejonach Śląska człowiek taki może być także nazwany maszkeciorzem względnie maszkytnikiem. Słówko „maszketny” („maszkytny”) może mieć jeszcze jedno znaczenie – odpowiadający polskim wyrazom: wyborny, dowcipny, fajny, charakterystyczny pełniąc rolę nie do końca określonego słownego jokera. Marcin Melon w opowiadanku „Maszkietny śnik Mariana X” używa formy tej wielokrotnie: maszketny jest więc i człowiek, i mowa, i sen. Ten sam autor – już w twórczości publicystycznej – podsumowuje naszpikowany nagrodami rok swojej działalności literackiej jako maszketny. Liczy także, że rok następny będzie „jeszcze maszketniejszy” – w tym znaczeniu słówko nasze oznacza tyle co bogaty, dobry, obfity.

Wspomniane opowiadanie wspaniale ilustruje zresztą liczne problemy z wymową oraz pisownią naszego słówka. W tytule mamy więc „maszkietny” – ze zmiękczeniem, w samym tekście zaś występują „maszketne karlusy” bez zmiękczenia. Co ciekawe: o ile w liczbie pojedynczej końcówka brzmi „et” (choć można spotkać się z formą „maszkyt”) o tyle liczba mnoga znacznie częściej przedstawiana jest jako „maszkyty” z zawartością „yt”.

Na Górnym Śląsku łatwo znaleźć maszket. Jest w nazwach licznych cukierni czy kawiarni (na przykład lokalu z Knurowa prowadzącego także działalność koncertową), zawiera się w przepisach kulinarnych takich jak szpajza śląskiej księgowej znanej z sukcesu w telewizyjnym programie kulinarnym. Mamy także kompletną ofertę maszketów do zjedzenia: od całego wachlarza słodkości aż po ser smażony z kminkiem (domowy) fabrykowany przez znanego producenta nabiału. Nazwa ostatniego z tych produktów brzmi „Ślonski Maszket” i – jeśli wierzyć sprzedawcom – to som maszket.