Szpotlok

Zbigniew Markowski

Szpotlok zajmuje honorowe miejsce na długiej liście określeń, którymi można kogoś obrazić. Stąd często pochodzenie słowa wywodzi się od niemieckiego „spott” oznaczającego szyderstwo, kpinę czy wyśmiewanie kogoś. Aby jednak uczciwie zasłużyć na miano szpotloka należy koniecznie być niezdarą, która kompletnie nie radzi sobie z własnymi nogami. Szpotlok regularnie potyka się o coś, chodzi w sposób urągający zasadom fizyki, zaś grawitacja nigdy nie jest po jego stronie.

Jak w pracy naukowej o wyznacznikach śląskości nazwisk mieszkańców tego regionu pisze Barbara Mitrenga z Uniwersytetu Śląskiego, końcówka „-ok” jest najczęściej spotykanym przyrostkiem słowotwórczym w śląskich gwarach. Co więcej: nawet pobieżnie sporządzona lista wyzwisk po śląsku wręcz pęka od owego sufiksu augmentatywnego: mamy – babroka, ślimtoka, gupieloka, mamloka, tuberoka, zdechloka, łożyroka i wielu innych -oków. Kiedy jednak prześledzimy bogatą historię szpotloka, jego germański rodowód wcale nie wydaje się taki oczywisty. W wielu miejscach na Śląsku znane bowiem jest słówko „szpotawy” (względnie – jak podają Barbara i Adam Podgórscy – szpotlawy). Różnica polega na tym, że o ile szpotlok jest określeniem obraźliwym (w najlepszym przypadku podszytym złośliwą ironią), o tyle szpotawy takiego ładunku emocji już nie ma. W Cieszynie i jego okolicach tak właśnie nazywa się osobę kulejącą, co ciekawe – identycznie mówi się w gwarze poznańskiej. Szpotawego odnajdziemy nawet dużo dalej na wschód, bo gwara Muszyny (województwo małopolskie, powiat nowosądecki) zawiera w sobie zwrot „szpotać się” tłumaczony jako potykanie się, utykanie.

Specjaliści od gwary poznańskiej są zdania, iż ich „szpotawy” jest archaizmem wywodzącym się z dawnej polszczyzny i z całą pewnością coś w tej opinii jest. „Słownik staropolski” Arcta z początku XX wieku zawiera bowiem owo słowo i tłumaczy je jako „krzywonogi, koślawy”, względnie „zezowaty”. Identyczne wyjaśnienie znajdziemy w „Encyklopedii staropolskiej” Glogera (tom IV). Aleksander Brückner – co prawda w innym haśle – „szpetny” wywodzi pochodzenie „szpotlawości” od niemieckiego „spath” wiążąc ją wyraźnie z wadą końskich kończyn. Być może było więc tak, że do polszczyzny nie używana już dziś powszechnie szpotawość (i szpetota) dotarła z zachodu od germańskiego sąsiada, śląskie gwary zaś zapożyczyły ją z dawnego języka polskiego. Na śląsku zez ze szpotawością kojarzony jest bardzo rzadko, tutaj raczej powiemy, iż ktoś jest świdraty.

Doskonale zna za to szpotawość polski język medyczny: odnajdziemy tam i szpotawość kolan (objawiająca się wadą układającą nogi człowieka w kształt litery „O”, co z kolei na Śląsku nazywane jest „ołami”), jest deformacja stóp nazywana stopami końsko – szpotawymi. Niezależnie więc od pochodzenia słówka, coś z nieprawidłowym chodzeniem jednak mamy tutaj na rzeczy.

Szpotloki są w śląskich gwarach obecne od dawna. Jeden z urokliwych felietonów Stacha Kropiciela opublikowany w „Gościu Niedzielnym” (datowany na lipiec 1927 roku) zawiera taki opis dwudziestoletniego mężczyzny:

„A jak potym taki koziełek przed ślubem mo zapowiedzi, to mu różne życzliwe duszyczki we wsi robią bezpłatny rachunek sumienia, z którego się może dokumentnie dowiedzieć, że wygląda jak ogryzek, że jest szpotlok, że mo dziury w zębach, czorne pazury i brudne giczale i nawet o różnych zajściach z przeszłości może się dowiedzieć, które mu wcale nie są miłe.”

Na marginesie wspomnieć należy chyba fenomen twórczości wspomnianego Stacha. Jego imieniem i nazwiskiem podpisano kilkaset felietonów wydrukowanych w „Gościu Niedzielnym” między rokiem 1924 a 1973. Kropiciel tak na prawdę nie istniał, jego pseudonimem zaś podpisywało się kilku autorów: od księdza Józefa Feliksa Gawliny (późniejszego arcybiskupa i biskupa polowego Wojska Polskiego), poprzez księdza Bolesława Kominka, który został następnie kardynałem, księdza Klemensa Ścigałę aż po księdza Klemensa Kosyrczyka. Żaden z nich jednak literackim szpotlokiem nie był, a za sprawą reprintów do dziś cieszyć możemy się ich felietonami.