Zbigniew Markowski
Śląskie tasie pochodzą w prostej linii od niemieckich worków (taschen) i w bocznej linii od germańskiej kieszeni czyli tasche. Do dziś w gwarze używa się dwóch form, bo jest i zmiękczona tasia, jest i tasza bardziej przypominająca niemiecki wzorzec. Owa miękkość to efekt mazurzenia: w miejskich ośrodkach takich jak Bytom czy Gliwice usłyszymy „taszę”, w Piekarach lub Radzionkowie będzie to obowiązkowa „tasia”. Co ciekawe – język polski tak samo jak śląska gwara zrobił sobie torbę z worka – tyle, że zapożyczył ów worek z języka tureckiego. Tak czy inaczej – mamy przed sobą torbę a właściwie całą plejadę przeróżnych konstrukcji do noszenia dóbr materialnych. Bogactwo toreb tworzone jest podobnie, jak na gruncie języka niemieckiego: poprzez zbicie dwóch wyrazów i dopiero analiza licznych śląskich tasi może uzmysłowić nam, jak bardzo człowiek z torbą jest związany.
Pierwszą tasią w życiu Ślązaka jest pukeltasia czyli szkolny tornister. Pukiel pochodzi od niemieckiego „buckel”, gdzie oznacza garb. Polszczyzna również posiłkuje się tym samym germanizmem, odnosi go jednak do kosmyka włosów nazywanego puklem. Dziecko z tornistrem faktycznie przypominać może osobę garbatą (puklatego), pamiętać jednak należy, że czasem w gwarze śląskiej pukel może także oznaczać plecy – jak w zdaniu „skocz mi na pukel” względnie w prośbie „łojciec, weź mje na pukel”. Tornister był dla dziecka pierwszym sygnałem zbliżającej się dorosłości oraz przyszłych obowiązków. Hefty (zeszyty), ślabikorz (elementarz), sznity (kromki chleba na drugie śniadanie) – to wszystko musiało zmieścić się w pukeltasi. Z wiekiem przychodziły tasie kolejne: kobieta nosiła więc zdrobniałą taśkę (taszkę) czyli torebkę. Dodać należy, że panie na Górnym Śląsku z torebkami zaprzyjaźniły się dopiero w trzeciej dekadzie XX wieku: wcześniej wystarczały im obszerne kieszenie, gdzie bez problemu mieściły wszystko to, co kobieta koniecznie musi mieć ze sobą. Zamiast taśki były więc kabzy (źródłosłów łaciński – capsa).
Własnością mężczyzny może być briftasia czyli teczka na dokumenty, aktówka. Briftasią jednak może być i portfel – pod warunkiem, że oprócz pieniędzy zmieszczą się w nim również dokumenty. Portfeli zresztą w gwarze śląskiej jest całe zatrzęsienie: można użyć jeszcze jednej specjalnej tasi na pieniądze (geldtasia), można powiedzieć bojtel (od niemieckiego słowa „beutel” oznaczającego torbę), można usłyszeć o portmonyju posiadającym to samo francuskie źródło (porte-monnaie), co język polski. Jest nawet łaciński pugilares ze skróconą wersją „pulares”. Sprawy komplikują się jednak już przy aktówce, bo zamiennie z briftasią można użyć akentasi (akentasza, aktentasza). Jeżeli torba posiadała uchwyt od góry mogła stać się hyngeltasią czyli klasyczną teczką.
Jaka by jednak tasia nie była, zawsze niesie ze sobą pewien ładunek szacunku. To nie jest jakiś tam pospolity nec czyli siatka na zakupy, to nie plastikowa jednorazówka – najczęściej mamy na myśli solidny wyrób ze świńskiej skóry. Na bazie tego szacunku powstały wyrazy używające tasi jako bazy: mamy więc taszentuch czyli chusteczkę do nosa będącą niemiecką kalką, co sugerować może noszenie chusteczek nie w kieszeni, a w taśce. Podobnie skonstruowano taszlampę czyli najpierw lampę przenośną (na przykład naftową), później zaś – latarkę elektryczną. Solidne torby górników z XIX wieku miały swój średniowieczny rodowód w postaci skór noszonych przez dawnych gwarków. Ten niezwykły element stroju miał swoje uniwersalne zastosowanie: na skórze można było oprzeć kolana podczas pracy w podziemnym chodniku, można było także zawinąć w nią urobek i transportować go tak, jak w dużej torbie. Czasy przełomu XIX i XX wieku robotniczą torbę upowszechniły: noszono w nich przede wszystkim dodatkowy posiłek, ale także niektóre akcesoria niezbędne w pracy. Echa tego zjawiska odnajdujemy w wierszu Marka Szołtyska ze „Śląskiego elementarza”:
Roz w robocie jedyn osioł,
Kanś se swoja tasza posioł,
Kaj na druge mioł śniodanie,
Sznity dwie i kompot z banie.