Zbigniew Markowski
Zwyczaj muzykowania w górniczej orkiestrze dętej na Śląsku sięga drugiej połowy XIX wieku czyli czasów, gdy we Francji Antoine Sax skonstruował instrument zwany wówczas saksohornem. To wtedy rozpoczął się ruch amatorskich zespołów muzycznych dysponujących już nie tylko drewnianymi czy blaszanymi instrumentami z demobilu, ale i saksofonem dobrze brzmiącym w każdych warunkach. Muzykowanie przyjęło się szczególnie dobrze wśród Czechów, Niemców, Łotyszy i Estończyków, do których bardzo szybko dołączyli Ślązacy.
To wtedy w rejonie Mysłowic odnotowano obyczaj uroczystego przemarszu z muzyką podczas dnia świętej Barbary, pod Tarnowskimi Górami organizowano święto bergfestu, drewniana muszla koncertowa w rudzkim parku Ballestremów rozbrzmiewała radosnymi dźwiękami. Chociaż umundurowanej, zdyscyplinowanej orkiestrze górniczej przypisuje się często silny związek z kopalnią – źródła popularności tego zjawiska szukać należy również w aspiracjach mieszkańców Śląska. Owszem – fakt posiadania orkiestry przesądzał o prestiżu zakładu, zespół uświetniał uroczystości i stanowił najlepszą reprezentację; dyrekcje często więc wspierały tego rodzaju działalność. Ale granie brało się także z tradycji przekazywanej często z ojca na syna, niektórzy historycy śląskich orkiestr uważają nawet, że wielu młodzieńców podkradało instrument, by ćwiczyć po kryjomu. Umiejętność grania przydawała się w życiu stanowiąc często przepustkę do zawodu górnika, bo pracownik był wówczas przydatny podwójnie. W zatrudnieniu – szczególnie podczas fali bezrobocia – muzycy mogli liczyć na pierwszeństwo. W razie powołania do wojska dysponowali ponadto jeszcze jedną specjalnością. Kolejny profit to powszechny szacunek i możliwość pokazania się przy różnych okazjach.
Koncert górniczej orkiestry dętej to nie tylko tradycyjny babrórkowy przemarsz ulicami górniczego osiedla w celu obudzenia mieszkańców. To nie tylko uroczystości zakładowe (wliczając te najsmutniejsze, związane z pogrzebem kolegi). Kalendarz górniczego zespołu często pękał w szwach: msza rezurekcyjna na Wielkanoc, później procesja Bożego Ciała, Wszystkich Świętych (specjalny, popołudniowy koncert żałobny na cmentarzu), Pasterka. Do tego liczne pielgrzymi, dożynki oraz rocznice. W latach socjalizmu orkiestra górnicza na religijnych uroczystościach grać nie mogła – zakaz obchodzono najczęściej w ten sposób, iż muzycy przychodzili grać w swoich cywilnych strojach.
Górnośląska orkiestra dęta ma swoją specyfikę – częstokroć silnie związana była z profesjonalnym ruchem muzycznym. Gdy w 1960 roku organizowano orkiestrę kopalni „Halemba” z przyczyn prestiżowych jej szefem został koncertmistrz Wielkiej Orkiestry Symfonicznej Polskiego Radia i Telewizji – Herbert Hahn. Na potrzeby zespołów górniczych tworzyli zawodowi muzycy po konserwatoriach – by wspomnieć tylko Józefa Szweda, autora niezliczonych utworów, który sam siebie nazywał nałogowym kompozytorem.
Zapaść górnośląskiego górnictwa przełożyła się na sytuację orkiestr – w XX wiek weszło ich niespełna sto, koniec pierwszej dekady XXI wieku to już tylko pięćdziesiąt kilka zespołów instrumentalnych zrzeszonych w śląskim oddziale Polskiego Związku Chórów i Orkiestr. Mimo to łatwo spotkać ich tam, gdzie pojawiają się od prawie 150 lat – na festynach, uroczystościach, rocznicach. Zawsze występują w czarnych mundurach oraz górniczej czapce typu czako. Tylko członkom orkiestry wolno nosić na niej pióropusze w kolorze pąsowym (jak określa to specjalne ministerialne rozporządzenie).