Zbigniew Markowski
Mundur górnika
Zajęcie górnika już od czasów średniowiecznych zasługiwało na miano profesji ponad narodowymi podziałami. Kiedy otwierano kopalnie w Czechach, zatrudniali się w nich Niemcy, Polacy czy Francuzi. W zakładach wydobywczych Górnego Śląska bez większego problemu spotkać można było Włochów, Walończyków choć – z oczywistych względów, za sprawą kolonizacji na prawie niemieckim – dominowali przybysze z najstarszych ośrodków wydobywczych kontynentu: mieszkańcy Nadrenii, Westfalii i Tyrolu. Stąd uniwersalny, dawny strój górniczy jest dziś łatwy do opisania, a jego elementy odnajdujemy we współczesnym mundurze.
Aksamitne paski pod guzikami są pamiątką po wszywkach do przechowywania lontów strzałowych, szpada przypomina dawnych górników kruszcowego złota, którzy musieli często bronić się przed rabusiami. Pióropusz nawiązuje do wiązek ptasich piór, którymi czyszczono nawierty przed umieszczeniem w nich ładunku wybuchowego. Nawet najbardziej charakterystyczny element stroju – czapka zwana czakiem (z węgierskiego „csákó”) – stanowiła niegdyś pierwotny hełm chroniący głowę podczas pracy pod ziemią. Nadreńscy kopacze używali przed wiekami dość wysokich, nieco stożkowych czapek wykonanych z twardej skóry. Ubiór średniowiecznego górnika nade wszystko musiał być jednak wygodny i funkcjonalny, stąd gwarkowie zakładali obszerne koszule i spodnie. Przed wszechobecną, kapiącą na głowy wodą chronił ich kaptur, zaś niezbędnym elementem stroju była skóra przewiązana w pasie. W razie potrzeby można było użyć jej jako podkładki pod kolana na zabłoconym spągu, nierzadko górnik ciągnął urobek właśnie na skórzanej płachcie. Zawieszona na biodrach skóra była na tyle ważna i na tyle charakterystyczna, iż dawny obyczaj przyjmowania nowych adeptów do górniczej braci polegał na symbolicznym skoku nad taką właśnie skórą. Można spotkać opinie, iż kolor dawnego górniczego stroju związany jest ze środowiskiem, w jakim przyszło gwarkom pracować. Dlatego tarnogórscy kopacze rud srebra działający wśród skał dolomitowych przeplatanych gliną nosili stroje w jasnych tonacjach brązu, zaś górnicy węglowi woleli praktyczną czarną barwę. Aż do XX wieku strój roboczy był problemem samego górnika i zależał tylko od niego. Stąd tak wiele dawnych wizerunków (także przedstawiających robotę pod ziemią), na których widzimy pracowników w białych niegdyś koszulach, kamizelkach ze ślubnego zestawu czy podniszczonych marynarkach. Rozwiązanie takie było nad wyraz praktyczne, bo drogi strój uszyty onegdaj z jakiejś bardzo uroczystej okazji często prezentował najwyższą jakość. Porządne wełniane garnitury ślubne dobrze służyły później przez wiele, wiele szycht.
Górniczy mundur to zupełnie inna sprawa: choć nawiązuje on do stroju dawnego górnika, nie był zakładany do pracy pod ziemią. Pojawił się dopiero wtedy, gdy wydobyciem podziemych dóbr zainteresowały się państwa. Swój uniform polscy górnicy zawdzięczają Fryderykowi Wilhelmowi Redenowi, który (jako Wyższy Starosta Górniczy Wyższego Urzędu Górniczego we Wrocławiu) obowiązek noszenia munduru wprowadził w 1795 roku. W zamyśle reformatora pruskiego przemysłu taki jednolity strój miał podkreślać związek górnictwa z państwem i charakter pracy w kopalni rozumiany jako służba. Mimo swoistej elegancji takiego stroju miał więc on sporo cytatów z munduru wojskowego: na przykład czako – pozbawione jedynie daszka obowiązkowego w wersji militarnej. Ówczesny mundur miał charakter fraka i w zależności od pełnionej funkcji mógł różnić się kilkoma elementami. Sztygar nosił więc białe, wpuszczone w wysokie buty spodnie i niewielki pióropusz koloru czarnego z czerwoną końcówką. Urzędnik z kolei ubierał się w czarne spodnie z identycznymi jak sztygar czerwonymi wyłogami przy kołnierzu, jednak obowiązywała go inna, półokrągła czapka. Często spotkać można opinię, iż hrabia Reden szczególną wagę przywiązywał do więzi między górnikami i budowania wspólnotowych relacji; ponoć jednolite umundurowanie miało służyć także tym właśnie wartościom. Zakładanie mundurów w określonych okolicznościach było obowiązkowe. Dobitnie dowiedział się o tym niejaki Hunger – kowal z kopalni „:Fryderyk”, który niebawem po ogłoszeniu zarządzenia w sprawie mundurów pojawił się na barbórkowej uroczystości bez stosownego uniformu. Za karę całą dobę przesiedzieć musiał w areszcie.
Kilka lat po trzecim rozbiorze Polski (1795) pruski mundur górniczy zaczął obowiązywać także na terenie części Zagłębia Dąbrowskiego – tak zwanego Neuschlesien czyli obszaru Będzina, Sławkowa i Siewierza. Kiedy ziemie te (po 1807 roku) znalazły się w granicach Królestwa Polskiego, zagłębiowskie górnictwo w kwestii munduru zaczęło iść zupełnie inną drogą. W 1817 roku powołano bowiem do życia Korpus Górniczy: zorganizowaną na niemal militarny wzór organizację mającą za zadanie kształcenie kadr dla przemysłu wydobywczego Królestwa. Zgodnie z założeniami twórcy Korpusu – Stanisława Staszica, przynależność do takiej formacji zwalniała z obowiązku służby wojskowej i podatków oraz dawała gwarancję dożywotniego zatrudnienia. W zamian należało złożyć przysięgę pracy w kopalni lub hucie a także zobowiązać się do posłuszeństwa wobec przełożonych. Wojskowe wzorce przeniesiono na umundurowanie szyte według wzoru uniformu piechura armii Królestwa Polskiego. Dyrektor górnictwa nosił więc strój generalski z kapeluszem – pirogiem, inżynier górniczy – granatowy mundur z karmazynowym obszyciem i wypustkami, uczeń – strój w całości granatowy przy czym w odróżnieniu od pozostałych klas górniczych, uczniowie jako jedyni nosili na głowach czaka. Wyższym klasom przysługiwały także ostrogi przy wysokich butach w węgierskim stylu oraz paradna szabla. Korpus rozwiązano w 1870 roku, zaś jego umundurowanie nie znalazło odbicia w dalszych dziejach górnictwa. W okresie międzywojennym polscy górnicy nosili mundury według wzoru pruskiego, choć było kilka odstępstw: na białą koszulę i pod czarną kurtkę wkładano krawat lub muszkę. Inne niż dziś były także guziki, widniał na nich wizerunek orła (obecnie widzimy górnicze godło czyli pyrlik skrzyżowany z innym narzędziem – żelazkiem). Rozporządzenie z 1931 roku dodawało czapce otok w kolorze zielonym.
Prawo do górniczego munduru przysługuje osobom posiadającym stopień górniczy. Procedury w tej kwestii opisuje Ustawa z 14 lutego 2003 roku (O stopniach górniczych, honorowych szpadach górniczych i mundurach górniczych), która na ministra właściwego dla gospodarki nakłada obowiązek określenia wzorów umundurowania. Rozporządzenie takie opublikowano w październiku tegoż roku. Dokument opisuje uniform w każdym szczególe: czarna kurtka ma być uszyta z krepy, czako wykonane z tektury obszytej również krepą (wcześniej stosowano filc) winno mieć wysokość pięciu cali. Najlepiej widocznym symbolem wchodzącym w skład munduru jest pióropusz: zielone pióra należą się dyrektorom oraz dyrektorom generalnym, białe – dozorowi górniczemu (inżynierom i technikom), czarne – zwykłym górnikom, czerwone zaś – muzykom orkiestry. Kapelmistrz nosi pióropusz mieszany w kolorach białym i czerwonym. Polskie prawo mówi o dwóch rodzajach munduru: uniformie służbowym, który należy nosić podczas wykonywania czynności służbowych oraz mundurze uroczystym – przeznaczonym na specjalne okazje.
Na bardzo specjalne okazje w mundury górnicze przebierają się czasem politycy. Fidel Castro, który odwiedził Górny Śląsk w 1972 roku otrzymał od przedstawicieli przemysłu wydobywczego nie tylko mundur i tytuł Honorowego Górnika, ale także całą serię koncertów orkiestry dętej. Kubański komendant z upodobaniem pozował do zdjęć ubrany w górnicze czako, co oglądać możemy na zdjęciach autorstwa Zygmunta Wieczorka. W górniczym stroju widzieliśmy także Lecha Wałęsę i Jolantę Kwaśniewską. Literat Jarosław Iwaszkiewicz, który na dwa lata przed swoją śmiercią otrzymał tytuł Honorowego Górnika (i co za tym idzie – prawo do noszenia munduru) został w stroju takim pochowany. Do dziś trwają spory związane z tym faktem: jedni twierdzą, iż takie było wyraźne życzenie autora „Sławy i chwały”, czym nawet po śmierci chciał się przypodobać Edwardowi Gierkowi, inni – że wysłany po żałobny ubiór kierowca nie znalazł w szafie pisarza niczego bardziej stosownego. Jeszcze inna wersja głosi, że przekaz Iwaszkiewicza miał być piękną metaforą łączącą pracę literata drążącego słowo z zawodem górnika zwyciężającego oporną skałę.