Zbigniew Markowski
Tadeusz Sławek – Bogdan Mizerski
To najbardziej niezwykła z par, które ludzki umysł może sobie wyimaginować. Z jednej strony Tadeusz Sławek – uwielbiany przez swoich studentów profesor, historyk literatury angielskiej i amerykańskiej, tłumacz o niezwykłym zakresie zainteresowań (od Alana Ginsberga i Williama Blake’a po Johna Lennona i Jima Morrisona), eseista oraz publicysta (Tygodnik Powszechny, Gazeta Wyborcza), wieloletni rektor Uniwersytetu Śląskiego, intelektualista w klasycznym – może nawet antycznym – stylu. Z drugiej – Bogdan Mizerski – wybitna postać polskiej muzyki, niegdyś wokalista i basista bluesowej formacji „Blustro”, autor przeniesień do świata dźwięku twórczości literackiej Witkacego czy plastycznej Beksińskiego. Ilustrator wydarzeń teatralnych, filmowych, pantomimicznych kojarzony przede wszystkim z niezwykłym, (chciałoby się powiedzieć – wagnerowskim) brzmieniem przetworzonego elektronicznie kontrabasu. Twórca występujący wspólnie z Józefem Skrzekiem czy Tomaszem Stańko, ale także z klasycznym organistą – profesorem Julianem Gembalskim.
Jeśli zdarzy nam się trafić na któryś z ich wspólnych występów firmowanych tytułem „Esejów na głos i kontrabas”, wpierw kontrast ten wyraźnie poczujemy. Spokojny (wypracowany tysiącami godzin wykładów i dyskusji po świt) głos profesora czasem podnoszony do patetycznych rejestrów ustępował będzie eksplozji tonów, by znów wybić się na pierwszy plan. Eksplozji, bo wszystko co Mizerski wydobywa z instrumentu kłóci się z fizyczną zasadą muzyki. Dźwięk z definicji jest drganiem: struny, powietrza lub innej materii. Tutaj nie usłyszymy drgań pojedynczych, wibracja – nawet najprostsza – stanie się wielopiętrowa, katedralna, metafizyczna. A potem otrzymamy jeden, spójny przekaz: esej będący subiektywną opowieścią o rzeczach najtrudniejszych. Może o poezji Blake’a, może o filozofii Nietzschego, może o Górnym Śląsku.
O Górnym Śląsku rzecze esej „Olmaryja, czyli o miejscu”. Teoretyk słowa i praktyk dźwięku próbują ujednoznacznić wizerunek obszaru geograficznego poprzez jego wielowątkowość: tak jak wielotorowo przebiegać musi nawet proste zdefiniowanie owej tytułowej olmaryi. To mebel, jednak w okolicach Cieszyna zawsze kojarzono go z szafą – obowiązkowo wyposażoną w szufladę u dołu oraz ozdobny gzymsik na górze. Również obowiązkowo zamkniętą na kluczyk, bo przechowywano w niej nie byle co, lecz wartościowe dla rodziny przedmioty.
Na Śląsku Opolskim olmaryja mogła jednak być nie tylko szafą, ale i bogato zdobioną skrzynią – nazywaną także „maryjką”. W innych częściach regionu spotkać można olmaryje do przechowywania produktów spożywczych: od garderoby był „szrank”, od przypraw – olmaryja. Mianownik wspólny stanowiło zamknięcie i przeznaczenie na coś cennego – całą sprawę wyjaśnia znane ze starożytności pojęcie „armaria” oznaczające szafę, skrzynię lub schowek przeznaczony do chowania cennych dokumentów, precjozów czy broni. Opowieść Sławka i Mizerskiego (twórców współpracujących ze sobą od 1977 roku) jest skrajnie osobista: właśnie dlatego – jak żadnego wybitnego eseju – nie da się jej opowiedzieć. Trzeba wysłuchać spektaklu z pełną świadomością, że tak naprawdę nie będzie to proste połączenie głosu i dźwięku. To esej: strumień przemyśleń, emocji i doświadczeń.