Zbigniew Markowski
Szcziga
Choć przed stu laty młoda górnośląska dziewczyna była prawdziwym oczkiem w głowie całej rodziny (a na jej odpowiedni posag częstokroć pracowano bardzo ciężko), nie miała życia usłanego różami. Kiedy jadła zbyt mało, matka mogła nazwać ją poprzniołem, gdy nie stosowała się do panujących w familii zasad bywała najduchem, za niechlujstwo karano ją mianem flompy, na co dzień mogła usłyszeć, iż jest gracą lub motyką. Ale jedno z negatywnych określeń zarezerwowane było dla tej najbardziej niepokornej, krnąbrnej i sprawiającej najwięcej kłopotów wychowawczych. Dla upartej, złośliwej i zawsze potrafiącej postawić na swoim. Ta zostawała szczigą.
Ze strzygą od tysiącleci żartów nie ma. Blisko spokrewniona ze starogrecką harpią słowiańska strzyga budzi grozę, poradzić sobie z nią może jedynie bohater w rodzaju Wiedźmina autorstwa Andrzeja Sapkowskiego – a i to z wielkim trudem. Językoznawcy wywodzą jej miano od łacińskiego „strix” oznaczającego sowę, co symbolicznie ma się przekładać na szponiaste zakończenie palców, nocne loty i tajemniczą naturę. Górnośląska strzyga – choć pozbawiona jednoznacznego wizerunku – ma także cechy wampiryczne. Dawna opowieść z okolic Lubszy wspomina o kobiecie, która po śmierci, leżąc na marach, nagle wstała i zaatakowała zgromadzonych w chałupie żałobników. Uciec nie zdążyła jedynie matka szczigi, za co zapłaciła ranami gryzionymi. Z upiorem poradzono sobie dopiero po wciśnięciu na jego głowę czapki – baranicy i włożeniu do ust twardego krzemienia. Motyw wampirów na Górnym Śląsku być może moglibyśmy włożyć między bajki, gdyby nie fakty. W połowie 2013 roku na budowie gliwickiego odcinka Drogowej Trasy Średnicowej wykopano bowiem bardzo stare miejsce pochówku, które odpowiada dawnym przesądom o wampirach czy strzygach. Cztery odnalezione szkielety pozbawione były czaszek, które złożono tuż obok stóp. Nie jest to jedyne tego rodzaju wykopalisko. Dawne wierzenia w prosty sposób tłumaczą trudności z zabiciem szczig: miały one posiadać po dwa serca, względnie – dwie dusze. Dopiero gdy demon tracił jedno serce zaczynały się prawdziwe kłopoty, bo jego krwiożerczość, złośliwość i upór rosły do niewyobrażalnych rozmiarów – wówczas należało zabić szczigę po raz drugi.
Pochodzący z okolic Cieszyna przepis na pozbycie się szczigi (albo jej męskiego odpowiednika – szczigonia) jest dość prosty. Demonom udającym się do swoich grobów na spoczynek należy ukraść koszule i wywiesić je na kościelnej wieży, gdzie – nie znoszące religijnych symboli stwory – już się nie dostaną. Pozbawiona odzienia szcziga nie jest już groźna, bo nie może pokazać się ludziom. Szczigi nie znosiły ponoć czosnku; każda osoba, która nie chce spożyć jedzenia przyprawionego tą rośliną jest więc podejrzana. Podejrzani są również ludzie, którzy zamiast dwóch rzędów zębów posiadają cztery oraz ci, którzy na chrzcie zamiast dwóch imion otrzymali tylko jedno. Dowodem na bycie szczigą może być również znamię w kształcie nożyc ulokowane na plecach. Ilu byśmy jednak dowodów nie mieli, przemiana w groźnego upiora następuje dopiero po śmierci przy czym prawdopodobieństwo metamorfozy jest większe w przypadku samobójców (zwłaszcza młodych) oraz osób ginących gwałtowną śmiercią.
Górnośląska szcziga bardzo rzadko straszyła dla samego straszenia – chodziło jej raczej o zaspokojenie swojej żądzy krwi, uczynienie krzywdy czy pozbawienie życia. W niektórych przekazach jest właścicielką siedmiu krwiożerczych psów, które zagryzały nieposłuszne dzieci bawiące się w zbożu i – przez to – niszczące żyto lub pszenicę. Inna z wersji kojarzy strzygę z czarnym kotem oraz umiejętnością latania na miotle; można spotkać przekazy, w których rolę latającej miotły pełni pusta beczka po maśle. Demon posługiwał się bardzo silną magią, był bezlitosny, impulsywny i nieustępliwy. Wizerunki szczigi najczęściej uwzględniają dominantę koloru brązowego ze złotym odcieniem oraz wszystkie tony szarości. Na ogół ma ona długie, rozczochrane i brudne włosy, ubiera się niedbale, choć nie bez pewnej odrobiny ekstrawagancji.